Wyrzucona przez matkę dla obcego – historia, która złamała mi serce
– Wynoś się! – krzyk mojej matki odbił się echem po całym mieszkaniu. Stałam w przedpokoju z walizką, a ona patrzyła na mnie z pogardą, jakbym była intruzem w jej własnym domu. Obok niej stał ten człowiek – Artur – z uśmiechem pełnym satysfakcji. Miałam wtedy 18 lat i pierwszy raz w życiu poczułam się naprawdę bezdomna.
Nie wiem, czy ktoś może sobie wyobrazić, co czuje dziewczyna, która słyszy takie słowa od własnej matki. Jeszcze kilka miesięcy wcześniej śmiałyśmy się razem z głupich seriali, piekłyśmy szarlotkę na niedzielę i narzekałyśmy na ceny w Biedronce. Ojciec odszedł dawno temu, ale jakoś dawałyśmy radę. Byłyśmy duetem – tak mi się wydawało.
Wszystko zaczęło się zmieniać, gdy mama poznała Artura. Pracował jako kierownik w markecie budowlanym pod Warszawą. Był przystojny, pewny siebie, zawsze miał odpowiedź na wszystko. Na początku wydawał się miły – przynosił mamie kwiaty, zabierał nas na lody do centrum handlowego. Ale szybko zauważyłam, że coś jest nie tak. Zaczęły się drobne uwagi: „Kinga, nie powinnaś tyle jeść słodyczy”, „Może byś się w końcu za coś zabrała?”, „Dziewczyna w twoim wieku powinna już zarabiać na siebie”.
Mama śmiała się z tych żartów, ale ja czułam się coraz bardziej niechciana. Artur coraz częściej zostawał na noc. Pewnego wieczoru usłyszałam ich rozmowę przez cienką ścianę:
– Twoja córka to tylko problem. Zobaczysz, jeszcze przez nią będziesz miała kłopoty.
– Nie mów tak, ona jest jeszcze młoda…
– Młoda? Ma osiemnaście lat! Ja w jej wieku już pracowałem! Może czas ją trochę zdyscyplinować.
Następnego dnia mama była dla mnie chłodna. Zamiast „dzień dobry” usłyszałam: „Zrób coś ze sobą, bo Artur mówił, że wyglądasz niechlujnie”.
Zaczęło się piekło. Artur przejął kontrolę nad naszym domem. Ustalał zasady: cisza nocna o 22:00, zakaz spotkań z koleżankami po szkole („bo nie wiadomo, z kim się zadajesz”), ograniczenie korzystania z łazienki („bo zużywasz za dużo wody”). Czułam się jak intruz we własnym pokoju.
Pewnego dnia wróciłam do domu wcześniej – miałam skrócone lekcje. W kuchni usłyszałam rozmowę:
– Kinga powinna już wyprowadzić się do ojca.
– Ale on nie ma warunków…
– To jej problem. Ja nie zamierzam utrzymywać cudzych dzieci.
Weszłam do kuchni i spojrzałam matce prosto w oczy:
– Naprawdę chcesz mnie wyrzucić?
Opuściła wzrok.
– To dla twojego dobra…
Artur uśmiechnął się szyderczo:
– W końcu ktoś tu zaczyna myśleć rozsądnie.
Przez kolejne tygodnie atmosfera była nie do zniesienia. Mama przestała ze mną rozmawiać. Artur prowokował mnie na każdym kroku:
– Znowu siedzisz przy komputerze? Może byś posprzątała?
– Nie zamierzasz iść do pracy? Wszyscy twoi rówieśnicy już coś robią.
Czułam się coraz gorzej. Zaczęłam opuszczać szkołę, zamykać się w sobie. Moja przyjaciółka Ola próbowała mnie wyciągnąć na miasto:
– Kinga, chodź na spacer! Nie możesz tak siedzieć sama!
Ale ja nie miałam siły.
W końcu przyszedł ten dzień. Wracałam do domu po korepetycjach z matematyki. W przedpokoju stała walizka z moimi rzeczami. Mama czekała przy drzwiach.
– Musisz się wyprowadzić – powiedziała cicho.
– Gdzie mam iść?
– Do ojca albo do babci. Nie mogę już dłużej…
Artur wszedł do przedpokoju i dodał:
– To nie hotel.
Wyszłam bez słowa. Na klatce schodowej rozpłakałam się jak dziecko. Zadzwoniłam do babci – jedynej osoby, która zawsze była po mojej stronie.
Babcia przyjęła mnie bez pytania. Przez pierwsze dni nie mogłam spać – budziłam się z płaczem, śniły mi się kłótnie i krzyki Artura. Babcia próbowała rozmawiać z mamą:
– Jak mogłaś wyrzucić własne dziecko?
Mama odpowiedziała tylko:
– Kinga musi dorosnąć.
Próbowałam wrócić do normalności – skończyć liceum, znaleźć pracę dorywczą w kawiarni. Ale trauma została. Każde spotkanie z mamą kończyło się awanturą:
– Dlaczego jesteś taka niewdzięczna?
– To ty mnie wyrzuciłaś!
– Przesadzasz! Musiałam podjąć decyzję dla dobra wszystkich!
Artur czasem dzwonił do babci i groził jej, że „nie będzie długo znosił tej sytuacji”. Babcia nie dawała się zastraszyć:
– To mój dom i moja wnuczka!
W szkole zaczęły krążyć plotki – że jestem trudna, że uciekłam z domu, że mam problemy psychiczne. Nauczycielka polskiego zaprosiła mnie na rozmowę:
– Kinga, jeśli potrzebujesz pomocy, możesz na mnie liczyć.
Ale ja nie chciałam litości – chciałam tylko odzyskać matkę.
Minęły miesiące. Mama przestała odbierać moje telefony. Na święta wysłała mi SMS-a: „Wesołych Świąt”. Nic więcej.
W końcu dowiedziałam się od sąsiadki, że Artur ją zostawił – znalazł sobie młodszą kobietę i wyprowadził się do niej pod Piaseczno. Mama została sama w pustym mieszkaniu.
Po kilku tygodniach zadzwoniła do mnie pierwszy raz od miesięcy:
– Kinga… Możesz przyjechać? Potrzebuję cię…
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Przez chwilę milczałam.
– A gdzie byłeś wtedy, kiedy ja cię potrzebowałam?
Mama zaczęła płakać:
– Popełniłam błąd…
Nie wiem, czy potrafię jej wybaczyć. Często myślę o tym, jak łatwo można stracić wszystko przez jedną złą decyzję.
Czy rodzic ma prawo wybierać nowego partnera kosztem własnego dziecka? Czy powinnam wrócić i dać jej drugą szansę? A może są rzeczy, których nigdy nie da się naprawić?