Za późno na „przepraszam”: Historia mojego ojca, którego nigdy nie znałam
Zanim jeszcze zdążyłam zamknąć drzwi mieszkania, usłyszałam ten głos – cichy, drżący, jakby ktoś bał się własnych słów. „Kinga… zaczekaj, proszę.” Zamarłam. Na klatce schodowej stał starszy mężczyzna w znoszonym płaszczu, z siwą brodą i oczami, które błagały o litość. Poznałam go od razu, choć nigdy wcześniej nie widziałam na żywo – tylko na jednym wyblakłym zdjęciu, które mama trzymała w szufladzie. To był mój ojciec. Ten, który zostawił nas zanim się urodziłam.
– Czego pan chce? – zapytałam chłodno, choć w środku wszystko mi się trzęsło.
– Chciałem tylko… – zawahał się – zobaczyć cię. Przeprosić. Wiem, że nie mam prawa… ale błagam, wysłuchaj mnie.
Zamknęłam oczy. Przez chwilę miałam ochotę zatrzasnąć drzwi i udawać, że to się nie dzieje. Ale ciekawość była silniejsza niż gniew. Wpuściłam go do środka. Usiadł niepewnie na brzegu kanapy, jakby bał się zostawić po sobie ślad.
– Mama nic mi nie mówiła – zaczęłam ostrożnie. – Tylko tyle, że pan odszedł. Że nie chciał mieć ze mną nic wspólnego.
Westchnął ciężko.
– Kingo… To nie tak. Byłem młody, głupi. Bałem się odpowiedzialności. Twoja mama… była wspaniałą kobietą. Ale ja… uciekłem. Ożeniłem się z inną, bo tak chciała moja matka. Wiesz, jak to było w tamtych czasach – rodzina decydowała o wszystkim.
Poczułam w gardle gulę gniewu.
– A ja? Ja byłam niczym? Nawet nie próbował pan mnie poznać?
Zacisnął pięści.
– Próbowałem… wiele razy pisałem listy do twojej mamy. Nigdy nie odpowiedziała. Potem dowiedziałem się, że wyszła za mąż za innego. Myślałem, że masz już ojca.
Zamilkliśmy oboje. W powietrzu wisiała cisza cięższa niż wszystkie słowa świata.
W końcu odezwał się znowu:
– Kingo… jestem chory. Lekarze dają mi kilka miesięcy. Nie chcę umierać z tym ciężarem na sercu. Proszę cię… wybacz mi. Albo przynajmniej pozwól mi zobaczyć wnuczkę.
Zadrżałam. Moja córka, Lena, miała siedem lat i była całym moim światem. Czy miałam prawo wpuścić do jej życia tego człowieka?
– Nie wiem – odpowiedziałam szczerze. – Muszę to przemyśleć.
Wyszedł bez słowa. Przez całą noc nie mogłam spać. Wspomnienia wracały falami: mama płacząca po nocach, jej milczenie na każde pytanie o ojca, samotność na szkolnych przedstawieniach, kiedy inne dzieci miały oboje rodziców.
Następnego dnia zadzwoniła do mnie ciotka Iwona – siostra mamy.
– Kinga, słyszałam, że był u ciebie twój ojciec… – zaczęła ostrożnie.
– Tak – odpowiedziałam krótko.
– Twoja mama nigdy ci nie powiedziała prawdy… Ona bardzo cierpiała po tym wszystkim. Ale on próbował się z nią kontaktować. Ona była dumna, nie chciała mu dać satysfakcji.
– A ja? – zapytałam z goryczą. – Kto myślał o mnie?
– Wiem, kochanie… ale czasem dorośli robią głupie rzeczy z bólu.
Po tej rozmowie długo siedziałam przy oknie i patrzyłam na bawiącą się na podwórku Lenę. Czy ja też kiedyś skrzywdzę ją przez własną dumę?
Wieczorem zadzwoniłam do ojca.
– Możesz przyjść jutro na obiad – powiedziałam bez emocji.
Przyszedł punktualnie, ubrany odświętnie, z kwiatami dla mnie i lalką dla Leny. Moja córka patrzyła na niego z ciekawością.
– Kim pan jest? – zapytała bezpośrednio.
– Jestem twoim dziadkiem – odpowiedział cicho.
Lena uśmiechnęła się szeroko i pobiegła pokazać mu swoje rysunki.
Obserwowałam ich z dystansu. Ojciec był nieporadny, wzruszony każdym słowem Leny. Po obiedzie usiedliśmy we trójkę przy stole.
– Kingo… wiem, że nie zasługuję na drugą szansę – zaczął drżącym głosem – ale chciałbym choć trochę nadrobić stracony czas. Może mogę zabrać Lenę do zoo? Albo pomóc ci w czymś?
Patrzyłam na niego długo.
– Nie wiem jeszcze, czy potrafię panu wybaczyć – powiedziałam szczerze. – Ale Lena ma prawo poznać dziadka.
Przez kolejne tygodnie powoli oswajaliśmy się ze sobą. Ojciec opowiadał mi o swoim życiu: o żonie, która go zostawiła po latach bezdzietnego małżeństwa; o pracy w zakładach włókienniczych w Łodzi; o samotności i żalu za utraconymi latami.
Pewnego dnia przyszła do mnie mama. Była blada i spięta.
– Słyszałam, że spotykasz się z ojcem… – powiedziała bez przywitania.
– Tak – odpowiedziałam spokojnie.
– Uważaj na niego. On zawsze myślał tylko o sobie.
– Mamo… może czas już przestać walczyć ze wspomnieniami? On umiera.
Mama rozpłakała się nagle i usiadła ciężko na krześle.
– Nie rozumiesz… On złamał mi serce. Zniszczył wszystko, co miałam najcenniejszego.
Usiadłam obok niej i objęłam ją ramieniem.
– Mamo… ja też przez to cierpiałam całe życie. Ale nie chcę już nienawidzić. Chcę być wolna od tego bólu.
Mama spojrzała na mnie przez łzy i po raz pierwszy od lat przytuliłyśmy się naprawdę mocno.
Kilka tygodni później ojciec trafił do szpitala. Pojechałam tam z Leną. Siedział cicho na łóżku, blady i słaby.
– Kingo… dziękuję ci za wszystko – wyszeptał ledwo słyszalnie. – Za to, że pozwoliłaś mi poznać wnuczkę… Za to, że dałaś mi cień nadziei na przebaczenie.
Ścisnęłam jego dłoń i poczułam łzy spływające po policzkach.
– Może kiedyś ci wybaczę – powiedziałam cicho. – Ale najważniejsze jest to, że Lena będzie pamiętać dziadka jako dobrego człowieka.
Ojciec uśmiechnął się słabo i zamknął oczy.
Odszedł kilka dni później. Na pogrzebie stałyśmy z mamą i Leną obok siebie – trzy pokolenia kobiet połączonych bólem i nadzieją na lepsze jutro.
Czasem patrzę na zdjęcie ojca z Leną i zastanawiam się: czy można naprawdę wybaczyć komuś tak wielką krzywdę? Czy przebaczenie to dar dla winnego czy raczej dla nas samych? Co wy myślicie?