Zimowy park: nowy rozdział życia – Historia Barbary i jej rodziny
Śnieg skrzypiał pod moimi butami, gdy wbiegałam do parku z rozwianym szalikiem i łzami na policzkach. Było już po siedemnastej, a niebo nad Krakowem przygasało granatem. Zimowy park był pusty, tylko gdzieniegdzie przemykały sylwetki zmarzniętych spacerowiczów. W rękach ściskałam telefon – wiadomość od męża paliła mnie jak rozżarzony węgiel: „Nie wracam dziś. Musimy porozmawiać. To koniec.”
Zatrzymałam się przy ławce, na której jeszcze niedawno siedzieliśmy razem z córką i synem, śmiejąc się z ich śnieżnych aniołów. Teraz byłam sama. Próbowałam oddychać spokojnie, ale serce waliło mi jak oszalałe. Wtedy zadzwoniła mama.
– Basia? Co się dzieje? Słyszę, że płaczesz.
– Mamo… Tomek mnie zostawił. Powiedział, że to koniec. – Głos mi się załamał.
– Co ty mówisz? Przecież jeszcze wczoraj byliście razem! – Mama była w szoku.
– Znalazł sobie kogoś… młodszą. – Wyszeptałam, czując jak wstyd i żal ściskają gardło.
– Wracaj do domu. Nie zostawaj sama w tym zimnie.
Ale nie mogłam wrócić. W domu czekały dzieci – Lena miała 10 lat, Szymek 7. Nie mogłam im jeszcze powiedzieć, że tata już nie wróci. Musiałam najpierw sama to zrozumieć.
Zadzwoniłam do przyjaciółki, Magdy.
– Basia? Co się stało?
– Tomek mnie zdradził…
– Przyjeżdżam po ciebie. Nie będziesz sama.
Czekałam na nią, patrząc na dzieci bawiące się na górce. Przypomniałam sobie, jak kilka lat temu sama tu zjeżdżałam z Tomkiem na sankach. Byliśmy wtedy szczęśliwi? Czy tylko tak mi się wydawało?
Magda przyjechała szybko. Wsiadłam do jej auta i wybuchłam płaczem.
– Basia, musisz być silna – powiedziała cicho. – Dla dzieci.
– Nie wiem, czy dam radę…
Wróciłam do mieszkania na osiedlu Azory późnym wieczorem. Tomek zabrał już część rzeczy. Na stole leżał list: „Przepraszam. Nie potrafię inaczej.”
Dzieci spały. Patrzyłam na ich spokojne twarze i czułam narastającą panikę. Jak im to powiem? Jak będę żyć sama?
Następnego dnia rano Lena przyszła do kuchni.
– Mamo, gdzie tata?
– Tata musiał wyjechać na kilka dni…
– Pokłóciliście się?
Zawahałam się.
– Trochę… Ale wszystko będzie dobrze.
Ale nie było dobrze. Mama przyjechała tego samego dnia z Nowego Sącza.
– Basiu, nie możesz być sama. Zostanę z wami na jakiś czas.
Nie chciałam jej pomocy, ale nie miałam siły protestować. Mama od razu zaczęła rządzić domem: przesuwała meble, gotowała rosół, kazała mi odpoczywać.
– Musisz się pozbierać! – powtarzała co chwilę.
Ale ja chciałam tylko leżeć pod kocem i płakać.
Po tygodniu zadzwoniła teściowa, pani Jadwiga.
– Barbaro, co ty wyprawiasz? Tomek mówił, że jesteś nieznośna! Może powinnaś pójść do pracy na cały etat, a nie siedzieć w domu?
Zacisnęłam zęby.
– Pani Jadwigo, ja pracuję na pół etatu i zajmuję się dziećmi…
– No właśnie! Tomek jest zmęczony! Może gdybyś bardziej o siebie dbała…
Rzuciłam telefonem o kanapę. Mama spojrzała na mnie z dezaprobatą.
– Nie możesz tak reagować! Musisz być ponad to!
– Mamo! Ty nic nie rozumiesz!
Kłóciłyśmy się coraz częściej. Mama chciała mnie ratować po swojemu – kontrolować każdy mój ruch. Ja chciałam tylko spokoju.
Dzieci zaczęły pytać coraz częściej o tatę. Lena zamknęła się w sobie, Szymek był rozdrażniony.
Pewnego wieczoru Lena przyszła do mnie z płaczem:
– Mamo, czy tata nas już nie kocha?
Objęłam ją mocno.
– Kocha was bardzo… Ale czasem dorośli przestają być razem.
– To przez ciebie?
To pytanie rozdarło mi serce.
– Nie kochanie… To nie twoja wina ani moja…
Minęły dwa miesiące. Tomek pojawiał się rzadko – zabierał dzieci na weekendy do swojej nowej kawalerki na Ruczaju. Ja próbowałam wrócić do pracy w bibliotece na pełen etat, ale szefowa nie była zachwycona:
– Pani Barbaro, mamy już nową osobę…
Wróciłam do domu załamana.
Mama patrzyła na mnie z wyrzutem:
– A nie mówiłam? Trzeba było myśleć wcześniej!
Czułam się jak porażka – jako żona, matka i córka.
Pewnego dnia Magda zaproponowała spacer po parku Jordana.
– Musisz wyjść do ludzi! – przekonywała mnie.
Nie miałam ochoty, ale poszłam dla niej.
W parku spotkałyśmy jej znajomego – Pawła. Był rozwodnikiem z dwójką dzieci.
– Cześć Basia! Słyszałem o twojej sytuacji… Jeśli chcesz pogadać…
Był miły, ale ja nie chciałam nikogo nowego w swoim życiu.
Magda jednak nie odpuszczała:
– Paweł jest fajny! Daj sobie szansę!
W domu mama zaczęła wypytywać:
– Kto to ten Paweł? Już sobie kogoś znalazłaś?
Wybuchłam:
– Mamo! Daj mi spokój! To tylko znajomy!
Mama obraziła się i przez dwa dni ze mną nie rozmawiała.
Dzieci coraz gorzej znosiły napiętą atmosferę. Lena zaczęła mieć problemy w szkole – wychowawczyni wezwała mnie na rozmowę:
– Pani Barbaro, Lena jest smutna i wycofana…
Czułam się winna wszystkiemu.
Któregoś dnia Tomek przyszedł po dzieci wcześniej niż zwykle. Był spięty.
– Musimy ustalić opiekę nad dziećmi – powiedział chłodno.
Mama siedziała w kuchni i podsłuchiwała rozmowę.
– Chcę mieć dzieci co drugi tydzień – oznajmił Tomek.
Zamarłam.
– Nie zgodzę się! Dzieci potrzebują stabilizacji!
Tomek podszedł bliżej:
– Basia, nie utrudniaj mi życia!
Mama wbiegła do pokoju:
– Nie pozwolę ci zabrać wnuków!
Wywiązała się awantura – dzieci płakały za ścianą.
Po tej kłótni mama spakowała walizkę i wróciła do Nowego Sącza obrażona:
– Skoro nie chcesz mojej pomocy…
Zostałam sama z dziećmi i pustką w sercu.
Mijały tygodnie. Zaczęłam chodzić do parku codziennie – tylko tam mogłam zebrać myśli. Pewnego dnia spotkałam Pawła z synem Antkiem na placu zabaw.
– Cześć Basia! Jak się trzymasz?
Westchnęłam ciężko:
– Ledwo…
Usiedliśmy razem na ławce. Paweł opowiedział mi o swoim rozwodzie – o tym, jak żona zostawiła go dla kolegi z pracy i jak długo nie mógł się pozbierać.
Poczułam pierwszy raz od miesięcy ulgę – ktoś naprawdę mnie rozumiał.
Zaczęliśmy spotykać się częściej – najpierw tylko z dziećmi na placu zabaw, potem sami na kawie w pobliskiej kawiarni „Słodki Kącik”.
Paweł był czuły i cierpliwy. Nigdy nie naciskał. Po raz pierwszy od dawna poczułam się ważna dla kogoś dorosłego.
Tymczasem Tomek coraz bardziej oddalał się od dzieci – jego nowa partnerka była zazdrosna o Lenę i Szymka. Dzieci wracały od ojca smutne i rozdrażnione.
Pewnego dnia Lena powiedziała:
– Mamo, wolę być z tobą niż z tatą… Tam jest dziwnie…
Serce mi pękało, ale wiedziałam, że muszę być silna dla nich obu.
Minął rok od tamtego zimowego dnia w parku. Dziś znów pada śnieg – idziemy z Pawłem i dziećmi na sanki. Jest inaczej niż kiedyś – spokojniej, cieplej mimo mrozu. Mama dzwoni regularnie i przeprasza za swoje zachowanie sprzed roku:
– Basiu, byłam zbyt surowa… Chciałam ci pomóc po swojemu…
Wybaczyłam jej dawno temu – wiem już, że każdy radzi sobie z bólem inaczej.
Tomek ułożył sobie życie na nowo – widuje dzieci rzadko, ale przynajmniej już nie rani nas swoją obecnością.
Paweł stał się częścią naszej rodziny – dzieci go polubiły, a ja znów nauczyłam się ufać ludziom i sobie samej.
Patrzę dziś na śnieg wirujący nad parkiem i myślę: czy można zacząć wszystko od nowa po czterdziestce? Czy szczęście naprawdę przychodzi wtedy, gdy przestajemy go szukać? Co wy o tym sądzicie?