Tata odszedł, a mama pogrążyła się w ciemności: czyja to była wina?

— Znowu wrócił późno — usłyszałem szept mamy, kiedy leżałem w swoim pokoju, udając, że śpię. Przez cienką ścianę docierały do mnie jej ciche łkania i szelest papierosa, który odpalała jeden za drugim. Miałem wtedy dziewięć lat i nie rozumiałem jeszcze, dlaczego tata coraz rzadziej pojawia się w domu, a mama coraz częściej siedzi na kanapie w szlafroku, patrząc w pustkę.

W naszym miasteczku pod Radomiem wszyscy wszystko wiedzieli o wszystkich, ale o takich sprawach się nie mówiło. Lata dziewięćdziesiąte pachniały nowością – kolorowe reklamy, pierwsze markety, samochody z Zachodu. Tata kupił wtedy nowego poloneza i był z siebie dumny. Pamiętam, jak zabrał mnie na przejażdżkę, a mama została w domu. — Zobaczysz, Jacek, teraz to nam się będzie żyło! — śmiał się tata, a ja czułem się wyjątkowy. Ale kiedy wróciliśmy, mama nawet nie spojrzała w naszą stronę. Siedziała skulona na kanapie, z kubkiem herbaty w dłoniach, jakby trzymała się resztek ciepła.

Z czasem tata coraz częściej wychodził wieczorami. Mówił, że musi pracować dłużej, że szef wymaga. Ale ja widziałem przez okno, jak jego samochód znikał w stronę miasta i wracał dopiero nad ranem. Mama przestała gotować obiady. W kuchni pachniało tylko kawą i papierosami. Czasem próbowała coś powiedzieć tacie, ale on ucinał rozmowę jednym gestem ręki. — Przestań marudzić, Grażyna — rzucał przez ramię i zamykał się w łazience.

Pewnej nocy obudziłem się przez krzyki. Mama płakała głośno, a tata mówił coś o tym, że „tak się nie da żyć”. Wyszedłem z pokoju i zobaczyłem ją na podłodze, skuloną jak dziecko. Tata stał nad nią z walizką. — Zostawiasz nas? — zapytałem cicho. Spojrzał na mnie i przez chwilę zobaczyłem w jego oczach coś dziwnego — może żal? Może ulgę? — Muszę odejść, Jacek — powiedział tylko i wyszedł.

Od tamtej pory wszystko się zmieniło. Mama prawie nie wstawała z kanapy. Jej sylwetka wydawała się coraz mniejsza, jakby znikała z każdym dniem. Czasem próbowałem ją rozśmieszyć albo namówić na spacer, ale patrzyła na mnie nieobecnym wzrokiem. W szkole zaczęli szeptać za moimi plecami. „To ten, którego ojciec zostawił” — słyszałem na przerwach.

Babcia próbowała nam pomóc. Przynosiła zupę i sprzątała mieszkanie, ale mama tylko kiwała głową i wracała na swoją kanapę. Lekarz rodzinny powiedział kiedyś: — Pani Grażyno, musi pani wyjść do ludzi! Ale ona tylko wzruszyła ramionami.

Tata pojawiał się rzadko. Przyjeżdżał nowym samochodem z kobietą o rudych włosach i dawał mi czekoladę albo zabierał do kina. Próbował być zabawny, opowiadał o swoim nowym życiu w Warszawie. — Tam jest inaczej, Jacek. Ludzie mają więcej możliwości — mówił z błyskiem w oku. Ale ja tęskniłem za starym tatą, tym który grał ze mną w piłkę na podwórku.

Mama coraz bardziej gasła. Czasem słyszałem jej rozmowy telefoniczne z ciocią: — Nie mam już siły… On sobie ułożył życie, a ja? Co ja mam zrobić? — pytała drżącym głosem.

Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że to depresja. W naszym miasteczku nikt nie mówił o takich rzeczach. Ludzie szeptali: „Grażyna zwariowała po rozwodzie” albo „Za dużo sobie pozwalała”. Ja po prostu widziałem mamę, która przestała być sobą.

Pamiętam dzień, kiedy znalazłem ją płaczącą w łazience. Usiadłem obok niej na zimnych kafelkach i zapytałem: — Mamo, czy ty mnie jeszcze kochasz? Przytuliła mnie wtedy mocno i długo płakała w moje włosy.

Minęły lata. Tata założył nową rodzinę i rzadko dzwonił. Mama powoli zaczęła wychodzić z domu – najpierw do sklepu, potem na krótkie spacery z babcią. Ale nigdy już nie była tą samą osobą.

Dziś mam trzydzieści lat i sam jestem ojcem. Często wracam myślami do tamtych dni i zastanawiam się: czy to naprawdę była tylko wina taty? Czy gdyby ktoś wtedy pomógł mamie – lekarz, sąsiadka, szkoła – wszystko potoczyłoby się inaczej? Czy można było uratować naszą rodzinę?

Może nie ma prostych odpowiedzi. Ale czasem patrzę na swoje dzieci i obiecuję sobie: nigdy nie pozwolę im poczuć się tak samotnymi jak ja wtedy. Czy to wystarczy? Czy można przerwać ten krąg smutku?