Zdrada, która nie miała twarzy — historia o tym, jak zaufanie pęka po cichu

— Adam, powiedz mi w końcu prawdę. Co się dzieje z twoją premią? — zapytałam, patrząc mu prosto w oczy. W jego spojrzeniu zobaczyłam cień niepokoju, jakby przez chwilę rozważał, czy nie uciec z kuchni, zanim padną kolejne pytania.

— Nie dostałem jej w tym miesiącu — odpowiedział cicho, spuszczając wzrok na blat. Jego palce nerwowo bawiły się kubkiem po kawie.

— Adam, nie kłam mi. Wiem, że coś ukrywasz. — Głos mi zadrżał. Czułam, jak narasta we mnie gniew i bezsilność. Od kilku tygodni coś wisiało w powietrzu. Był rozkojarzony, zamyślony, coraz częściej wychodził z domu pod pretekstem „załatwienia spraw”.

Nie chciałam być tą żoną, która przeszukuje kieszenie męża czy sprawdza jego telefon. Ale kiedy zobaczyłam powiadomienie z banku na jego komórce — przelew na nazwisko „Katarzyna Nowak” — poczułam, jakby ktoś wylał na mnie kubeł lodowatej wody.

Katarzyna. Jego była żona.

Adam rozwiódł się z nią kilka lat temu. Nigdy nie pytałam o szczegóły ich rozstania. Wierzyłam, że to zamknięty rozdział. Zresztą — po co rozdrapywać stare rany? Mieliśmy swoje życie: mieszkanie na warszawskim Ursynowie, wspólne wieczory przy winie i plany na przyszłość.

Ale teraz…

— Adam, co to za przelew do Katarzyny? — zapytałam jeszcze raz, tym razem spokojniej, choć w środku wszystko we mnie krzyczało.

Zamilkł na dłuższą chwilę. W końcu westchnął ciężko i usiadł naprzeciwko mnie.

— Musiałem jej pomóc… Ona została z kredytem za samochód. Po rozwodzie nie dawała sobie rady. Obiecałem jej wtedy, że jeśli będzie miała problemy, pomogę spłacić raty.

— I dlatego od miesięcy przelewasz jej pieniądze? — przerwałam mu ostro.

— To tylko kilka rat…

— Kilka rat?! Adam, przecież to dopiero początek! Z każdym rokiem będzie potrzebować coraz więcej pieniędzy! — Głos mi się załamał. — Dlaczego mi nie powiedziałeś?

Nie odpowiedział od razu. Widziałam w jego oczach wstyd i coś jeszcze — może strach?

— Bałem się twojej reakcji — wyszeptał w końcu. — Nie chciałem cię martwić.

Wstałam gwałtownie od stołu. Przez chwilę miałam ochotę rzucić czymś o ścianę. Zamiast tego wybiegłam na balkon i zamknęłam za sobą drzwi. Warszawski wieczór był chłodny i wilgotny. Stałam tam długo, próbując poukładać myśli.

Czy naprawdę przez tyle lat żyłam w iluzji? Czy Adam zawsze był taki? Czy ja byłam ślepa?

Wróciłam do środka dopiero po godzinie. Adam siedział w tym samym miejscu, skulony jak zbity pies.

— Musimy porozmawiać — powiedziałam stanowczo. — O wszystkim.

Przez kolejne dni atmosfera w domu była gęsta jak mgła nad Wisłą. Unikaliśmy się wzrokiem, rozmawialiśmy tylko o sprawach koniecznych: rachunki, zakupy, praca.

W weekend odwiedziła nas moja mama. Od razu wyczuła napięcie.

— Co się dzieje? — zapytała, gdy Adam wyszedł do sklepu.

Opowiedziałam jej wszystko. Siedziała naprzeciwko mnie z filiżanką herbaty i kiwała głową ze zrozumieniem.

— Wiesz, kochanie… Mężczyźni czasem myślą, że robią dobrze, ukrywając prawdę. Ale to zawsze wychodzi na jaw. Zastanów się, czy możesz mu jeszcze zaufać.

Te słowa dźwięczały mi w głowie przez całą noc.

Następnego dnia postanowiłam porozmawiać z Adamem szczerze, bez wyrzutów i krzyków.

— Adam… Ja nie jestem twoim wrogiem. Ale nie mogę żyć z kimś, kto mnie okłamuje. Musisz zdecydować: albo jesteśmy partnerami i mówimy sobie wszystko, albo…

Nie dokończyłam zdania. On tylko skinął głową i zaczął mówić:

— Przepraszam cię. Wiem, że zawiodłem twoje zaufanie. Ale Katarzyna… Ona naprawdę była w trudnej sytuacji. Miała komornika na głowie, groziła jej utrata pracy…

— A ja? Ja też mam swoje lęki i problemy! Myślisz, że mnie nie dotyka to wszystko? Że nie boję się o naszą przyszłość?

Zamilkliśmy oboje. W powietrzu zawisło pytanie: co dalej?

Przez kolejne tygodnie próbowałam żyć normalnie: praca w biurze rachunkowym na Mokotowie, zakupy w Biedronce, spotkania z przyjaciółkami przy kawie. Ale nic już nie było takie samo.

Zaczęły się kłótnie o drobiazgi: kto wyniesie śmieci, kto zapomni kupić mleko. Każda rozmowa kończyła się pretensjami.

Pewnego dnia wróciłam do domu wcześniej niż zwykle. Zastałam Adama przy telefonie.

— Tak, Kasiu… Tak, przeleję ci jeszcze tę jedną ratę… Nie martw się…

Stałam w przedpokoju jak sparaliżowana. On nawet mnie nie zauważył.

Po tej rozmowie już wiedziałam: nie potrafię tak żyć.

Wieczorem spakowałam kilka rzeczy i pojechałam do mamy na kilka dni. Potrzebowałam dystansu.

Mama przyjęła mnie bez słowa wyrzutu. Siedziałyśmy razem przy stole i milczałyśmy. Czułam się jak dziecko po burzy — zmęczona i zagubiona.

Po kilku dniach Adam przyszedł do mamy. Stał w drzwiach z bukietem tulipanów i łzami w oczach.

— Przepraszam cię… Nie umiem bez ciebie żyć… Obiecuję, że już nigdy niczego przed tobą nie ukryję…

Chciałam mu wierzyć. Naprawdę chciałam.

Ale coś we mnie pękło na zawsze.

Wróciłam do domu po tygodniu. Próbowaliśmy zacząć od nowa: wspólne kolacje, długie rozmowy o przyszłości, terapia dla par.

Ale za każdym razem, gdy widziałam powiadomienie z banku na jego telefonie, serce podchodziło mi do gardła.

Zaczęliśmy się od siebie oddalać. On zamykał się w sobie coraz bardziej, ja szukałam wsparcia u przyjaciółek i mamy.

Pewnego dnia usiadłam sama przy kuchennym stole i zaczęłam pisać list do Adama:

„Adamie,
Nie wiem już, kim jesteśmy dla siebie. Kocham cię, ale nie potrafię ci ufać. Każda twoja tajemnica boli mnie bardziej niż cokolwiek innego…”

Nie miałam odwagi mu go dać.

Minęły miesiące. Żyliśmy obok siebie jak współlokatorzy. W końcu podjęliśmy decyzję o separacji.

Dziś mieszkam sama na Ursynowie. Czasem spotykam Adama na ulicy — wymieniamy uprzejme uśmiechy i idziemy dalej każdy swoją drogą.

Często zastanawiam się: czy można odbudować zaufanie po zdradzie? Czy warto walczyć o coś, co już raz pękło?

A wy? Co byście zrobili na moim miejscu?