Tylko 60% rozpoznało, która to dziewczynka. Moja rodzina nigdy nie była taka sama po jednym zdjęciu…
– To niemożliwe! – krzyknęła babcia, patrząc na zdjęcie, które właśnie wyjęłam z rodzinnego albumu. – Przecież tu są dwie dziewczynki! Która to ty, Martynko?
Zamarłam. W pokoju zapadła cisza, jakby ktoś nagle wyłączył dźwięk w telewizorze. Mama spojrzała na mnie z niepokojem, a tata odwrócił wzrok. Na zdjęciu byłam ja i mój młodszy brat, Paweł. Oboje mieliśmy długie włosy i podobne sukienki – tak chciała mama, bo „to takie słodkie”. Ale tylko ja byłam dziewczynką. Paweł miał wtedy cztery lata i nie rozumiał jeszcze, dlaczego babcia się złości.
– To ja jestem po lewej – powiedziałam cicho, choć wiedziałam, że nikt mi nie uwierzy. Babcia pokręciła głową.
– Nie, Martynko, ty zawsze byłaś taka chłopczyca. To musi być Pawełek.
Poczułam, jak w gardle rośnie mi gula. Znowu to samo. Od zawsze słyszałam, że „dziewczynka powinna być grzeczna”, „nie biegać po drzewach”, „nie brudzić się w błocie”. Ale ja kochałam wspinać się na jabłonie za domem i grać w piłkę z chłopakami z sąsiedztwa. Mama próbowała mnie przekonać do baletu i różowych sukienek, ale czułam się wtedy jak ktoś zupełnie obcy.
Zdjęcie, które trzymała babcia, było zrobione podczas letniego pikniku w 2002 roku. Miałam wtedy siedem lat. Pamiętam dokładnie ten dzień: słońce paliło niemiłosiernie, a mama kazała nam założyć identyczne sukienki w żółte kwiatki. Paweł był zachwycony – lubił przebieranki i śmiał się do rozpuku, gdy tata wołał: „No chodźcie, moje dziewczynki!” Ja natomiast czułam się upokorzona.
– Martyna, dlaczego nie możesz być taka jak twoja kuzynka Ola? – powtarzała mama przy każdej okazji. Ola była idealna: zawsze czysta, uczesana, z medalami za taniec i dyplomami za konkursy recytatorskie. Ja miałam wiecznie zdarte kolana i paznokcie brudne od ziemi.
W szkole też nie było łatwo. Pani od polskiego raz powiedziała: – Martyna, dziewczynki nie powinny wdrapywać się na drzewa podczas przerwy! A chłopcy śmiali się ze mnie: – Ty to chyba chciałabyś być chłopakiem!
Ale najgorsze przyszło podczas rodzinnych spotkań. Babcia zawsze porównywała mnie do mamy:
– Twoja mama w twoim wieku już szyła sukienki dla lalek! A ty co? Znowu dziura w spodniach!
Z czasem zaczęłam się wycofywać. Przestałam mówić o tym, co lubię. Udawałam przed rodziną, że interesuje mnie moda i makijaż, choć tak naprawdę marzyłam o rowerowych wycieczkach i wspinaczce po drzewach.
Wszystko zmieniło się kilka tygodni temu, kiedy przeglądaliśmy stare zdjęcia podczas rodzinnego obiadu. To wtedy babcia wyciągnęła to jedno zdjęcie i zaczęła się cała awantura.
– To niemożliwe! – powtarzała uparcie. – Przecież dziewczynka powinna wyglądać jak dziewczynka!
Mama próbowała ją uspokoić:
– Mamo, czasy się zmieniły. Dzieci mogą być kim chcą.
Ale babcia nie dawała za wygraną:
– A potem się dziwicie, że młodzież taka pogubiona!
Tata milczał przez cały czas. Dopiero wieczorem przyszedł do mojego pokoju.
– Martyna… Wiem, że ci ciężko. Ale musisz być sobą. Nawet jeśli innym to przeszkadza.
Spojrzałam na niego ze łzami w oczach.
– Ale co jeśli nigdy nie będę wystarczająco dobra? Ani dla babci, ani dla mamy?
Przytulił mnie mocno.
– Dla nas jesteś idealna taka, jaka jesteś.
Te słowa długo we mnie rezonowały. Przez kolejne dni wracałam myślami do tego zdjęcia. Zastanawiałam się: dlaczego tak bardzo zależy nam na tym, żeby dzieci pasowały do jakiegoś wzorca? Dlaczego wygląd ma decydować o tym, kim jesteśmy?
W szkole temat zdjęcia wrócił podczas lekcji wychowawczej. Pani Nowak pokazała klasie kilka fotografii dzieci i zapytała:
– Kto tu jest dziewczynką?
Większość uczniów zgadywała na podstawie ubrań i fryzur. Okazało się jednak, że tylko 60% poprawnie rozpoznało dziewczynkę na każdym zdjęciu.
Pani Nowak spojrzała na nas poważnie:
– Widzicie? Nie można oceniać ludzi po wyglądzie. Każdy ma prawo być sobą.
Te słowa dały mi do myślenia. Może nie muszę już udawać? Może mogę w końcu powiedzieć mamie, że nie chcę chodzić na balet? Że wolę rower od sukienek?
Wieczorem zebrałam się na odwagę.
– Mamo… Chciałabym zapisać się na zajęcia z jazdy na BMX-ie zamiast na balet.
Mama spojrzała na mnie zaskoczona.
– Jesteś pewna?
– Tak. Chcę spróbować czegoś nowego… czegoś swojego.
Po chwili milczenia uśmiechnęła się lekko.
– Dobrze, Martynko. Spróbujemy.
To był pierwszy raz od dawna, kiedy poczułam ulgę. Może nie zmienię całej rodziny ani nie przekonam babci… Ale mogę zacząć od siebie.
Czasem patrzę na to zdjęcie i zastanawiam się: ile jeszcze dzieci czuje się tak jak ja? Ile z nich musi udawać kogoś innego tylko dlatego, że ktoś oczekuje od nich czegoś innego?
Czy naprawdę tak trudno jest pozwolić dziecku być sobą? A może to my dorośli powinniśmy nauczyć się patrzeć sercem, a nie przez pryzmat starych zdjęć?