Wyrzucona z domu po wiadomości o ciąży – po dekadzie rodzina prosi mnie o pomoc. Moja historia dorastania na własnych warunkach
— Wyjdź. I nie wracaj, dopóki nie zmądrzejesz — głos mamy był zimny jak lód, a jej wzrok wbijał się we mnie jak sztylet. Stałam w przedpokoju z torbą w ręku, a serce waliło mi jak oszalałe. Tata stał obok, milczący, zaciśnięte pięści zdradzały, że ledwo panuje nad sobą.
— Mamo… proszę… — szepnęłam, czując jak łzy spływają mi po policzkach. — Przecież to nie jest koniec świata…
— Dla nas jest! — krzyknęła. — Wstyd! Sąsiadom w oczy nie będę mogła spojrzeć! Dziewczyna w ciąży przed maturą…
Nie miałam już siły się tłumaczyć. Wyszłam. Drzwi zatrzasnęły się za mną z hukiem, który rozbrzmiewał mi w głowie przez kolejne lata.
Miałam osiemnaście lat i byłam w piątym miesiącu ciąży. Mój chłopak, Bartek, stał pod klatką i czekał na mnie. Gdy zobaczył moją zapłakaną twarz, objął mnie bez słowa. Wiedziałam, że nie jest gotowy na to wszystko tak samo jak ja, ale nie mieliśmy wyboru.
— Damy radę — powiedział cicho, choć w jego głosie drżała niepewność.
Przez kolejne tygodnie tułaliśmy się po znajomych i wynajmowanych pokojach. Bartek rzucił technikum i poszedł do pracy na budowie. Ja próbowałam dokończyć liceum zaocznie, ale brzuch rósł, a siły malały. Ludzie patrzyli na mnie z politowaniem albo pogardą. Czułam się niewidzialna i jednocześnie wystawiona na pokaz.
Kiedy urodziła się Zosia, miałam wrażenie, że świat się zatrzymał. Patrzyłam na jej drobne rączki i wiedziałam, że muszę być silna. Dla niej. Bartek był przy mnie, ale coraz częściej znikał na całe dnie. Praca go wykańczała, a ja byłam sama z dzieckiem i własnymi lękami.
Pewnego wieczoru wrócił późno, pijany.
— Nie dam rady… — wyszeptał, siadając na łóżku. — To wszystko mnie przerasta.
— Myślisz, że mnie nie? — odpowiedziałam z goryczą. — Ale nie mamy wyjścia.
Z czasem Bartek zaczął coraz częściej znikać. W końcu odszedł na dobre. Zostałam sama z roczną Zosią i długami za wynajem pokoju w starej kamienicy na Pradze.
Pracowałam gdzie się dało: sprzątałam biura nocami, roznosiłam ulotki, opiekowałam się starszą panią z sąsiedztwa. Zosia chodziła ze mną wszędzie albo zostawała z panią Haliną, która była dla nas jak babcia. To ona nauczyła mnie gotować rosół i pokazała, jak naprawić cieknący kran.
Czasem myślałam o rodzicach. O tym, czy tęsknią za wnuczką, czy żałują swojej decyzji. Ale dumna część mnie nie pozwalała zadzwonić ani napisać.
Minęły lata. Skończyłam liceum wieczorowo, potem studia zaoczne z pedagogiki. Pracowałam w przedszkolu i powoli wychodziłam na prostą. Zosia rosła na mądrą i wrażliwą dziewczynkę. Byłyśmy dla siebie wszystkim.
Pewnego dnia, gdy wracałyśmy z zakupów, zobaczyłam pod drzwiami starszą kobietę. Poznałam ją od razu — mama wyglądała na zmęczoną i przygaszoną.
— Cześć… — zaczęła niepewnie. — Mogę wejść?
Zosia patrzyła na nią z ciekawością.
— To twoja babcia — powiedziałam cicho.
Mama weszła do środka i usiadła na kanapie. Przez chwilę milczałyśmy.
— Tata jest chory — powiedziała w końcu. — Potrzebujemy pomocy…
Poczułam wściekłość i żal jednocześnie.
— Przez dziesięć lat nie interesowaliście się nami! Teraz nagle sobie przypomnieliście?
Mama spuściła wzrok.
— Wiem… Przepraszam… Ale jesteś naszą córką…
Zosia przytuliła się do mnie mocno.
— Mamo, co się dzieje?
Spojrzałam na nią i poczułam ukłucie w sercu. Czy powinnam pomóc ludziom, którzy wyrzucili mnie z domu? Czy powinnam wybaczyć dla niej?
Przez kolejne dni biłam się z myślami. Rozmawiałam z Zosią o rodzinie, o przebaczeniu i o tym, jak trudno jest czasem podjąć właściwą decyzję.
W końcu poszłyśmy razem do rodziców. Tata był słaby i schorowany, ale gdy zobaczył Zosię, rozpłakał się jak dziecko.
— Przepraszam… — wyszeptał przez łzy.
Nie wiem, czy kiedykolwiek będę w stanie im wybaczyć wszystko, co przeszłyśmy przez ich decyzję. Ale wiem jedno: jestem silniejsza niż kiedykolwiek myślałam.
Czasem zastanawiam się: czy można naprawdę wybaczyć rodzinie tak wielką krzywdę? Czy warto wracać do tych, którzy nas odrzucili? Co wy byście zrobili na moim miejscu?