Pozwoliłam siostrze zamieszkać w moim domu. Teraz czuję się jak intruz we własnym życiu…
– Dlaczego znowu przestawiłaś moje kubki? – zapytałam, próbując ukryć drżenie w głosie. Stałam w kuchni, patrząc na Halinę, która z nonszalancją wycierała blat.
– Bo tak jest wygodniej. Przecież i tak nigdy nie masz czasu na porządki – odpowiedziała, nawet nie podnosząc wzroku.
To był kolejny poranek, kiedy czułam się jak gość we własnym domu. Jeszcze kilka miesięcy temu nie wyobrażałam sobie, że będę musiała walczyć o miejsce przy własnym stole. Pozwoliłam Halinie zamieszkać u mnie, kiedy jej mąż wyrzucił ją z mieszkania po awanturze. Była roztrzęsiona, z walizką i oczami pełnymi łez. Wtedy nie miałam wątpliwości – przecież jesteśmy siostrami.
Pamiętam, jak siedziałyśmy wtedy na kanapie. Halina ściskała kubek herbaty, a ja głaskałam ją po ramieniu.
– Zawsze możesz na mnie liczyć – powiedziałam. – To tylko na chwilę, dopóki nie znajdziesz czegoś swojego.
– Wiem, Aniu. Jesteś jedyną osobą, która mnie rozumie – szepnęła.
Minęły tygodnie. Potem miesiące. Halina nie szukała mieszkania. Zaczęła urządzać się coraz wygodniej: najpierw przestawiła meble w salonie, potem zmieniła ustawienie naczyń w kuchni. Z czasem zaczęła zapraszać swoich znajomych bez pytania mnie o zgodę. Pewnego dnia wróciłam z pracy i zastałam w salonie obcych ludzi, którzy śmiali się i pili wino z moich kieliszków.
– Aniu, poznaj Kasię i Marka! – zawołała Halina. – Zostaną na kolacji.
Nie miałam siły protestować. Uśmiechnęłam się blado i zamknęłam się w swoim pokoju. Czułam się jak intruz we własnym domu.
Najgorsze były jednak drobne codzienne upokorzenia. Halina komentowała moje ubrania, sposób gotowania, nawet to, jak wychowuję syna.
– Michał powinien więcej czytać, a nie siedzieć przy komputerze – rzuciła któregoś wieczoru przy kolacji.
– Daj mu spokój, to jego czas wolny – odpowiedziałam spokojnie.
– Ty zawsze wszystko odpuszczasz – westchnęła teatralnie.
Mój syn patrzył na mnie pytająco. Widziałam w jego oczach niepokój. Wiedziałam, że czuje się nieswojo przy ciotce, która coraz częściej przejmowała rolę gospodyni i matki.
Pewnego dnia wróciłam do domu wcześniej niż zwykle. W przedpokoju stały dwie walizki – moje walizki. Halina rozmawiała przez telefon w kuchni.
– Tak, Anka chyba się wyprowadzi… No przecież jej tu prawie nie ma! – śmiała się do słuchawki.
Zamarłam. Przez chwilę miałam ochotę rzucić wszystko i wyjść bez słowa. Ale potem poczułam gniew. To mój dom! To ja pomogłam jej, kiedy była na dnie!
Wieczorem usiadłyśmy naprzeciwko siebie przy stole. Halina patrzyła na mnie wyzywająco.
– O co ci chodzi? – zapytała lodowatym tonem.
– O to, że czuję się tu jak gość – odpowiedziałam cicho. – To mój dom, Halino.
– Przesadzasz. Przecież tylko próbuję ci pomóc ogarnąć to wszystko – wzruszyła ramionami.
– Nie prosiłam cię o pomoc! Chciałam ci dać schronienie, a ty…
– A ja co? – przerwała mi ostro. – Może powinnam już sobie pójść? Może jestem dla ciebie ciężarem?
Zrobiło mi się przykro. Przecież nie chciałam jej skrzywdzić. Ale wiedziałam już, że muszę postawić granice.
– Chciałabym, żebyś znalazła coś swojego – powiedziałam powoli. – To nie jest już dobre ani dla ciebie, ani dla mnie.
Halina zerwała się od stołu i trzasnęła drzwiami swojego pokoju. Przez całą noc nie mogłam zasnąć. Słyszałam jej ciche szlochy za ścianą i czułam się najgorszą siostrą na świecie.
Następnego dnia rano Halina spakowała swoje rzeczy i wyszła bez słowa pożegnania. W domu zapanowała cisza, która bolała bardziej niż wszystkie kłótnie razem wzięte.
Michał podszedł do mnie i przytulił się mocno.
– Mamo, dobrze zrobiłaś – powiedział cicho.
Patrzyłam na puste miejsce po walizkach i zastanawiałam się: czy można być dobrą siostrą i jednocześnie zadbać o siebie? Czy postawienie granic to zdrada rodziny? A może czasem trzeba wybrać siebie, żeby móc naprawdę kochać innych?