Spotkanie, które zmieniło wszystko: Opowieść o przyjaźni, która przestała istnieć

– Naprawdę nie masz dla mnie pięciu minut? – zapytałam, ściskając w dłoni telefon tak mocno, że aż zbielały mi knykcie. Głos Agaty po drugiej stronie był chłodny, niemal obojętny.

– Przepraszam, Marto, ale mam teraz urwanie głowy. Może za tydzień? – odpowiedziała, a ja poczułam znajome ukłucie w sercu. To już szósty raz w tym roku. Zawsze „za tydzień”, zawsze „później”.

Odłożyłam telefon i spojrzałam na zegar w kuchni. Była 18:30, a ja znów siedziałam sama przy stole, z kubkiem zimnej herbaty i pustką w środku. Mąż wróci dopiero za dwie godziny, dzieci odrabiają lekcje w swoich pokojach. W domu cicho, tylko zegar tyka głośniej niż zwykle.

Agata była moją najbliższą przyjaciółką od liceum. Razem przeżywałyśmy pierwsze miłości, nieudane egzaminy, świętowałyśmy sukcesy i płakałyśmy po porażkach. Po studiach nasze drogi trochę się rozeszły – ona wyjechała do Warszawy, ja zostałam w Poznaniu. Ale zawsze znalazłyśmy czas na kawę, telefon, wiadomość na Messengerze. Aż do ostatniego półrocza.

Zastanawiałam się, co się zmieniło. Czy zrobiłam coś nie tak? Czy to przez to, że jej życie nabrało tempa – nowa praca w korporacji, nowy chłopak, nowe mieszkanie? A może po prostu przestałam być jej potrzebna?

Tego dnia postanowiłam wyjść z domu. Musiałam kupić mleko i chleb, a poza tym czułam, że jeśli nie przewietrzę głowy, to oszaleję. W sklepie było tłoczno – piątek wieczór, wszyscy spieszyli się do domów. Przepychałam się między regałami, gdy nagle usłyszałam znajomy śmiech.

Odwróciłam się i zobaczyłam Agatę. Stała przy stoisku z warzywami, rozmawiała z jakimś mężczyzną – pewnie jej nowym chłopakiem. Wyglądała na szczęśliwą i pewną siebie. Przez chwilę miałam ochotę się schować, ale ona mnie zauważyła.

– Marta! – zawołała radośnie. – Jak miło cię widzieć!

Podeszłam powoli, czując jak serce wali mi jak młotem.

– Cześć – wydusiłam z siebie.

– To jest Tomek – przedstawiła mi swojego towarzysza. Uśmiechnął się uprzejmie i podał mi rękę.

– Słyszałem o tobie dużo dobrego – powiedział.

– Naprawdę? – zapytałam z lekkim sarkazmem.

Agata zaczęła opowiadać o swojej pracy – awansowała na kierowniczkę działu marketingu w dużej firmie. Opowiadała o podróżach służbowych do Berlina i Londynu, o nowym mieszkaniu na Wilanowie, o tym jak Tomek zabrał ją na weekend do Zakopanego. Przez dziesięć minut mówiła tylko ona. Ani razu nie zapytała mnie, co u mnie.

Stałam tam jak słup soli, słuchając jej monologu. W końcu przerwałam jej:

– A u mnie…

– Och, przepraszam! – przerwała mi szybko. – Musimy już lecieć, bo mamy rezerwację w restauracji. Ale koniecznie musimy się spotkać! Odezwę się!

Uśmiechnęła się szeroko i już jej nie było. Zostałam sama między regałami z pieczywem, czując się jeszcze bardziej samotna niż wcześniej.

Wróciłam do domu z ciężką torbą i jeszcze cięższym sercem. Mąż zauważył, że coś jest nie tak.

– Co się stało? – zapytał troskliwie.

– Nic – skłamałam. – Po prostu jestem zmęczona.

Ale nie mogłam zasnąć tej nocy. W głowie wciąż słyszałam głos Agaty: „Musimy się spotkać! Odezwę się!” Ile razy już to słyszałam? Ile razy czekałam na jej wiadomość?

Następnego dnia zadzwoniła mama.

– Martuśka, kiedy nas odwiedzisz? Dawno cię nie było.

Westchnęłam ciężko.

– Mamo, mam tyle na głowie… Dzieci, praca… Może za tydzień?

Zamilkła na chwilę.

– Wiesz… Czasem mam wrażenie, że wszyscy są teraz tacy zajęci. Nawet ty.

Poczułam ukłucie wstydu. Czy ja też stałam się taka jak Agata? Czy zaniedbałam własną rodzinę?

Wieczorem usiadłam przy stole z córką.

– Mamo, czemu jesteś smutna? – zapytała Zosia.

– Bo czasem ludzie zapominają o tych, którzy są dla nich ważni – odpowiedziałam szczerze.

Zosia przytuliła mnie mocno.

– Ja nigdy o tobie nie zapomnę.

Łzy napłynęły mi do oczu. Przypomniałam sobie wszystkie chwile spędzone z Agatą – te dobre i te złe. Zrozumiałam wtedy coś ważnego: przyjaźń to nie tylko wspólne śmiechy i plotki przy kawie. To także troska o drugiego człowieka, zainteresowanie jego życiem, gotowość do wysłuchania.

Kilka dni później dostałam od Agaty krótką wiadomość: „Hej! Sorry, że tak rzadko się odzywam. Strasznie dużo pracy. Może spotkamy się za dwa tygodnie?”

Odpisałam: „Daj znać, kiedy będziesz miała czas.”

Nie czekałam już na jej odpowiedź z takim napięciem jak kiedyś. Zaczęłam więcej rozmawiać z mężem i dziećmi, częściej dzwonić do mamy. Spotkałam się z koleżanką z pracy na kawie – pierwszy raz od lat poczułam się naprawdę wysłuchana.

Czasem jeszcze myślę o Agacie i naszej przyjaźni. Może kiedyś znów będziemy sobie bliskie? A może to już koniec tej historii?

Czy warto walczyć o relacje, które istnieją tylko w naszej pamięci? Czy lepiej pozwolić im odejść i skupić się na tych, którzy naprawdę są obok?