Nigdy nie wyszłam za mąż: „Gdy planowaliśmy ślub, mój narzeczony i jego matka ukrywali przede mną prawdę”

– Marta, musimy porozmawiać – głos Pawła drżał, a jego oczy unikały mojego spojrzenia. Stał w progu mojego mieszkania, trzymając w rękach klucze, które jeszcze kilka dni temu z dumą mi wręczał.

Wiedziałam, że coś jest nie tak. Od tygodni czułam narastające napięcie, ale tłumaczyłam to stresem związanym z przygotowaniami do ślubu. Mama powtarzała: „Każda panna młoda przez to przechodzi”, a ja chciałam wierzyć, że wszystko się ułoży. Ale teraz, patrząc na Pawła, wiedziałam, że to nie jest zwykły kryzys.

– O co chodzi? – zapytałam cicho, bojąc się odpowiedzi.

Paweł spuścił głowę. – Muszę ci coś powiedzieć. Nie mogę już dłużej udawać.

W mojej głowie pojawił się chaos. Przypomniałam sobie wszystkie wieczory, kiedy wracał późno z pracy, wszystkie rozmowy urwane w połowie, wszystkie spojrzenia jego matki, pani Grażyny, pełne niepokoju i jakiejś dziwnej rezerwy. Czy to możliwe, że przez cały ten czas coś przede mną ukrywali?

– Marta… – Paweł przełknął ślinę. – Nie możemy się pobrać. Przynajmniej nie teraz.

– Dlaczego? – głos mi się załamał. – Przecież wszystko już zaplanowane! Sala, kościół, zaproszenia…

– Wiem – powiedział cicho. – Ale… moja mama…

Zacisnęłam pięści. Znowu ona. Od początku naszej znajomości pani Grażyna była obecna w naszym życiu bardziej niż bym chciała. To ona decydowała, gdzie pojedziemy na wakacje, jakie meble kupimy do naszego mieszkania, a nawet jakie kwiaty będą na naszym ślubie. Paweł zawsze tłumaczył: „Mama jest sama od śmierci taty, muszę jej pomagać”. Rozumiałam to, ale czasem miałam wrażenie, że jestem tylko dodatkiem do ich układu.

– Co znowu się stało? – zapytałam z goryczą.

Paweł usiadł na kanapie i ukrył twarz w dłoniach. – Mama ma problemy finansowe. Grozi jej utrata mieszkania. Musieliśmy wziąć nowy kredyt hipoteczny…

– Musieliście? – powtórzyłam z niedowierzaniem. – Nawet mnie nie zapytałeś!

– Bałem się twojej reakcji – wyszeptał. – Wszystko działo się tak szybko…

Poczułam, jakby ktoś wylał na mnie kubeł lodowatej wody. Przez ostatnie miesiące żyłam w przekonaniu, że planujemy wspólną przyszłość, a tymczasem Paweł i jego matka prowadzili własne życie za moimi plecami.

Wróciłam myślami do dnia, kiedy Paweł mi się oświadczył. Było wtedy lato, siedzieliśmy nad Wisłą i śmialiśmy się z dzieciaków rzucających kamieniami do wody. Wyciągnął pierścionek i powiedział: „Chcę z tobą spędzić resztę życia”. Byłam taka szczęśliwa! Moja mama płakała ze wzruszenia, tata żartował o wnukach. Wszyscy byliśmy pewni, że to początek czegoś pięknego.

A teraz? Teraz siedziałam naprzeciwko człowieka, którego kochałam najbardziej na świecie i czułam się jak obca.

– Marta… Proszę cię… – Paweł próbował mnie objąć, ale odsunęłam się gwałtownie.

– Dlaczego nie powiedziałeś mi wcześniej? – zapytałam przez łzy.

– Mama prosiła mnie o dyskrecję… Bała się twojej rodziny…

Poczułam gniew. Moja rodzina nigdy nie była bogata, ale zawsze sobie radziliśmy. Rodzice nauczyli mnie szacunku do pieniędzy i ciężkiej pracy. Wiedzieliśmy, co znaczy zaciskać pasa. Ale nigdy nie kłamaliśmy sobie nawzajem!

– A co z naszym mieszkaniem? Ze ślubem? Z naszymi marzeniami?

Paweł milczał.

Wróciłam do domu rodziców tego samego wieczoru. Mama przytuliła mnie mocno i powiedziała: „Nie martw się, córeczko. Wszystko się ułoży”. Ale widziałam w jej oczach smutek i rozczarowanie.

Przez kolejne dni próbowałam zrozumieć Pawła. Spotkałam się nawet z panią Grażyną.

– Pani Marto – zaczęła chłodno – Paweł jest moim jedynym synem. Nie mogę zostać bez dachu nad głową.

– Rozumiem to – odpowiedziałam spokojnie – ale czy naprawdę musieliście wszystko przede mną ukrywać?

Pani Grażyna wzruszyła ramionami. – Pani rodzina nigdy by nas nie zaakceptowała z takim bagażem.

Poczułam się upokorzona. Czy naprawdę byłam dla nich tylko przeszkodą? Czy moje uczucia nic nie znaczyły?

W pracy nie mogłam się skupić. Koleżanki pytały o ślubne przygotowania, a ja wymyślałam wymówki. Każda rozmowa bolała coraz bardziej.

Pewnego wieczoru zadzwonił Paweł.

– Marta… Tęsknię za tobą.

– Ja też tęsknię – odpowiedziałam szczerze – ale nie wiem już, czy potrafię ci zaufać.

Cisza po drugiej stronie była ciężka jak ołów.

Minęły tygodnie. Ślub został odwołany. Rodzina Pawła spłacała nowy kredyt, a ja próbowałam poskładać swoje życie na nowo.

Często zastanawiam się: czy mogłam zrobić coś inaczej? Czy powinnam była walczyć o nas mocniej? A może to los dał mi znak, że nie wszystko złoto co się świeci?

Czy wy też kiedyś musieliście wybierać między miłością a lojalnością wobec własnej rodziny? Jak poradziliście sobie z rozczarowaniem?