Cena cudzego szczęścia: Opowieść o rodzinnych długach i milczeniu
— Daj spokój, Magda, przecież to tylko kilka tysięcy — usłyszałam, zanim jeszcze zdążyłam zamknąć drzwi mieszkania. Stałam w korytarzu, z torbą pełną zakupów, a serce waliło mi jak młot. Moja teściowa, pani Halina, już od progu zaczęła swoją codzienną litanię. — Twoja szwagierka znowu w tarapatach. Musisz pomóc, przecież jesteś rodziną!
Nie pamiętam już dnia, w którym nie czułam się winna. Winna, że mam pracę, że potrafię oszczędzać, że nie żyję ponad stan. Winna, że nie jestem moją szwagierką – Anetą, wieczną ofiarą losu, która od lat nie potrafiła stanąć na nogi. To przez nią i przez Halinę nasze życie z Krzyśkiem zamieniło się w niekończący się maraton pożyczek i wyrzeczeń.
— Mamo, ja naprawdę nie mam już z czego — próbowałam tłumaczyć, ale Halina tylko machała ręką.
— Magda, nie przesadzaj! Przecież Krzysiek dobrze zarabia. A wy co? Na wakacje do Chorwacji jeździcie! Aneta nawet do kina sobie nie może pójść!
Zacisnęłam zęby. Ostatni raz byliśmy na urlopie trzy lata temu. Ale co to za różnica? W oczach teściowej zawsze byliśmy tymi, którzy mają obowiązek pomagać. Nawet jeśli sami ledwo wiążemy koniec z końcem.
Krzysiek wrócił późno. Widziałam po jego twarzy, że już wie. Halina zadzwoniła do niego w pracy — jak zwykle.
— Magda, proszę cię… — zaczął cicho. — To tylko dwa tysiące. Aneta musi zapłacić za przedszkole dla Maćka. Inaczej go wyrzucą.
— A co z alimentami od jej byłego? — zapytałam ostro.
— Nie płaci. Wiesz przecież…
— Wiem! — przerwałam mu, czując jak łzy napływają mi do oczu. — Ale dlaczego to my mamy płacić za jej błędy? Dlaczego zawsze my?!
Krzysiek spuścił głowę. — Bo jesteśmy rodziną…
To słowo dźwięczało mi w uszach przez całą noc. Rodzina. Słowo-klucz do mojego poczucia winy.
Następnego dnia w pracy nie mogłam się skupić. Koleżanka z biura, Basia, zauważyła moją niewyraźną minę.
— Coś się stało?
Wybuchłam płaczem. Opowiedziałam jej wszystko — o Halinie, o Anecie, o Krzyśku, o długach i o tym, jak bardzo czuję się niewidzialna we własnym domu.
— Magda, musisz postawić granice — powiedziała stanowczo Basia. — Inaczej nigdy się to nie skończy.
Wróciłam do domu z postanowieniem: dziś powiem „nie”.
Wieczorem Halina zadzwoniła ponownie. — No to jak? Przelejesz te pieniądze?
— Nie mogę już więcej pomagać — powiedziałam drżącym głosem. — Musimy zadbać o siebie i o nasze dzieci.
Zapadła cisza. Po drugiej stronie słuchawki usłyszałam tylko ciężki oddech.
— A więc tak? Po tylu latach?! Po tym wszystkim?!
— Tak, mamo — odezwał się Krzysiek, który podsłuchiwał rozmowę z kuchni. — Magda ma rację.
Halina rozłączyła się bez słowa.
Przez kolejne dni w domu panowała cisza. Krzysiek był spięty, dzieci wyczuwały napięcie i chodziły na palcach. Aneta przestała się odzywać. Nawet Halina nie przychodziła już pod nasz blok z pretensjami.
Ale zamiast ulgi poczułam pustkę. Czy naprawdę byłam taka zła? Czy egoistka? Czy może po prostu zmęczona?
Pewnego popołudnia spotkałam Anetę na przystanku autobusowym. Była blada i roztrzęsiona.
— Magda… przepraszam — wyszeptała. — Ja już nie wiem, co robić…
Patrzyłam na nią długo. Widziałam w niej kobietę zagubioną i słabą, ale też kobietę, która nigdy nie próbowała walczyć o siebie naprawdę.
— Aneta… musisz sama zacząć żyć swoim życiem. My już nie damy rady dłużej cię ratować.
Odeszła bez słowa.
Wieczorem Krzysiek przytulił mnie mocno.
— Dziękuję ci — powiedział cicho. — Może teraz wreszcie będziemy mogli żyć dla siebie?
Nie wiem, czy dobrze zrobiłam. Może powinnam była jeszcze raz pomóc? Może rodzina to właśnie poświęcenie bez końca? A może czasem trzeba być egoistą, żeby ocalić siebie i swoich najbliższych?
Czy wy też kiedyś musieliście wybierać między własnym szczęściem a cudzymi oczekiwaniami? Jak postawilibyście granicę?