Mężatka, ale w ciąży z kolegą z pracy – historia, która mogła się przydarzyć każdej z nas

Zanim jeszcze zdążyłam zamknąć drzwi za sobą, usłyszałam trzask talerza w kuchni. – Znowu wracasz po dwudziestej? – krzyknął mój mąż, Paweł. W jego głosie była złość, której nie słyszałam od miesięcy. Może dlatego, że od miesięcy prawie ze sobą nie rozmawialiśmy. Oparłam się o ścianę, czując jak serce wali mi w piersi. W ręce ściskałam torebkę, w której ukrywałam test ciążowy. Dwie kreski. Dwie przeklęte kreski.

Nazywam się Joanna Nowicka. Mam trzydzieści cztery lata, mieszkam w Toruniu, mam siedmioletniego syna Michała i męża, który coraz częściej patrzy na mnie jak na powietrze. Nasze małżeństwo od dawna było tylko formalnością. Paweł żył pracą w banku, ja – korporacją farmaceutyczną. Michałem zajmowała się moja mama, która mieszka piętro niżej. Wszyscy wokół myśleli, że jesteśmy idealną rodziną: własne mieszkanie na Rubinkowie, dwa samochody, wakacje nad Bałtykiem. Tylko ja wiedziałam, jak bardzo jestem samotna.

Wszystko zaczęło się od wyjazdu służbowego do Poznania. Pojechałam z kolegą z pracy, Bartkiem – tym samym, który zawsze rzucał głupie żarty na zebraniach i potrafił rozładować każdą napiętą sytuację. W hotelu byliśmy tylko we dwoje. Po kolacji poszliśmy na spacer nad Wartę. Było zimno, więc podał mi swoją kurtkę. – Joasia, czemu ty zawsze taka spięta? – zapytał nagle. – Boję się życia – odpowiedziałam szczerze, sama nie wiedząc dlaczego. Spojrzał na mnie tak, jak nikt od lat nie patrzył.

Nie wiem, kiedy przestałam się bronić. Może wtedy, gdy dotknął mojej dłoni? Może gdy powiedział: – Zasługujesz na coś więcej niż wieczne czekanie na męża. Może po prostu byłam już tak bardzo spragniona czułości? Noc spędziliśmy razem. Było w tym coś szalonego i pięknego zarazem – pierwszy raz od lat czułam się kobietą.

Po powrocie do Torunia próbowałam o wszystkim zapomnieć. Bartek pisał do mnie codziennie: „Tęsknię”, „Myślę o Tobie”, „Chciałbym Cię zobaczyć”. Ja nie odpowiadałam. Przecież miałam rodzinę! Ale Paweł był coraz bardziej nieobecny, a ja coraz bardziej zagubiona.

Kiedy miesiąc później zobaczyłam dwie kreski na teście ciążowym, świat mi się zawalił. Wiedziałam, że to nie dziecko Pawła – od miesięcy nie byliśmy ze sobą blisko. Usiadłam na podłodze w łazience i płakałam tak długo, aż usłyszałam pukanie do drzwi.

– Joasiu? Wszystko w porządku? – to była mama.

– Tak… już wychodzę – skłamałam.

Przez kilka dni chodziłam jak duch. W pracy unikałam Bartka, w domu unikałam Pawła i syna. Mama patrzyła na mnie podejrzliwie.

– Coś się stało? – zapytała któregoś wieczoru.

– Nic… po prostu jestem zmęczona.

Ale ona wiedziała swoje. Następnego dnia przyniosła mi rosół i usiadła obok na kanapie.

– Joasiu… Ty płaczesz przez Pawła?

– Mamo… ja… – zaczęłam się trząść.

– On cię zdradza? – zapytała ostro.

– Nie… to ja…

Mama spojrzała na mnie z niedowierzaniem.

– Co ty mówisz?

– Mamo… ja jestem w ciąży… ale to nie jest dziecko Pawła.

Zamarła. Przez chwilę myślałam, że zaraz wyjdzie albo zacznie krzyczeć. Ale ona tylko objęła mnie ramieniem i zaczęła płakać razem ze mną.

– Co teraz zrobisz? – spytała cicho.

Nie wiedziałam. Bałam się powiedzieć Pawłowi prawdę. Bałam się reakcji Bartka – co jeśli powie, że to był tylko romans i nie chce mieć ze mną nic wspólnego? Bałam się opinii rodziny i znajomych. Bałam się wszystkiego.

Przez kilka tygodni żyłam w zawieszeniu. W pracy Bartek coraz częściej próbował ze mną rozmawiać.

– Joasia… co się dzieje? Unikasz mnie jak ognia.

– Muszę sobie wszystko poukładać – odpowiedziałam wymijająco.

W domu Paweł był coraz bardziej opryskliwy.

– Znowu nie ma obiadu? Co ty robisz całymi dniami?

– Pracuję! – wybuchłam któregoś dnia. – Pracuję i zajmuję się Michałem! A ty? Kiedy ostatni raz byłeś z nami na spacerze?

– Nie przesadzaj! Robię wszystko dla was!

– Naprawdę? Bo mam wrażenie, że robisz wszystko dla siebie!

Wybuchła awantura jakiej dawno nie było. Michał schował się w swoim pokoju i płakał cicho do poduszki.

Wieczorem zadzwonił Bartek.

– Musimy pogadać. Proszę.

Spotkaliśmy się na parkingu pod supermarketem. Siedzieliśmy w jego samochodzie, a ja trzęsłam się cała ze strachu.

– Jestem w ciąży – powiedziałam w końcu cicho.

Zamarł.

– To… moje?

Skinęłam głową.

Przez chwilę milczał, potem złapał mnie za rękę.

– Joasia… ja nie wiem co powiedzieć… Ale jeśli będziesz chciała… będę przy tobie. Nie zostawię cię samej.

Poczułam ulgę i jeszcze większy strach jednocześnie. Bo co teraz? Powiedzieć Pawłowi prawdę?

Następnego dnia zebrałam się na odwagę. Czekałam aż Michał zaśnie i usiadłam naprzeciwko męża w kuchni.

– Paweł… muszę ci coś powiedzieć.

Spojrzał na mnie zniecierpliwiony.

– Słucham?

– Jestem w ciąży… ale to nie jest twoje dziecko.

Najpierw myślałam, że mnie uderzy. Potem myślałam, że wyjdzie bez słowa. Ale on tylko patrzył na mnie długo i zimno.

– Wiedziałem – powiedział w końcu cicho. – Od dawna wiedziałem, że coś jest nie tak…

Zaczął płakać pierwszy raz odkąd go znam.

Następne dni były piekłem. Mama próbowała łagodzić sytuację, ale Paweł nie chciał ze mną rozmawiać. Michał wyczuwał napięcie i coraz częściej pytał:

– Mamo, czy wy się rozwiedziecie?

Nie umiałam mu odpowiedzieć.

Bartek dzwonił codziennie, proponował pomoc finansową i wsparcie psychiczne, ale ja byłam rozdarta między poczuciem winy a strachem o przyszłość mojego syna i nienarodzonego dziecka.

W końcu Paweł spakował walizkę i wyprowadził się do matki. Michał płakał przez całą noc.

Mama próbowała mnie pocieszać:

– Joasiu… życie czasem układa się inaczej niż planujemy…

Ale ja czułam tylko pustkę i żal do siebie samej.

Bartek zaczął coraz częściej przychodzić do nas do domu. Pomagał mi z zakupami, zabierał Michała na rower, próbował być wsparciem. Ale moja rodzina patrzyła na niego jak na intruza.

Pewnego dnia przyszła moja siostra z mężem:

– Jak mogłaś to zrobić Pawłowi? – krzyczała przez łzy. – Zniszczyłaś rodzinę!

Nie miałam siły się bronić.

W pracy plotki rozchodziły się szybciej niż ogień po suchym lesie. Koleżanki szeptały za moimi plecami:

– Widzisz ją? To ta Nowicka od Bartka…

Czułam się jak trędowata.

A jednak… kiedy patrzyłam na Michała bawiącego się z Bartkiem albo czułam pierwsze ruchy dziecka pod sercem, wiedziałam jedno: muszę być silna dla nich obojga. Nawet jeśli wszyscy mnie potępiają.

Dziś jestem sama z dwójką dzieci i nowym partnerem u boku – choć jeszcze nie wiem czy to miłość czy tylko próba ucieczki przed samotnością. Czasem pytam siebie: czy miałam prawo szukać szczęścia kosztem innych? Czy można wybaczyć sobie zdradę? Czy Wy bylibyście w stanie wybaczyć komuś takiemu jak ja?