„Nie muszę kochać syna mojego partnera jak własnego. Czy to czyni mnie złą kobietą?”
– Nie jesteś moją mamą! – krzyknął Kuba, trzaskając drzwiami swojego pokoju. Zamarłam w kuchni, z nożem w ręku, którym właśnie kroiłam ogórki do sałatki. Przez chwilę miałam ochotę rzucić wszystko i wybiec za nim, ale wiedziałam, że to nie ma sensu. Ile razy już słyszałam te słowa? Za każdym razem bolały tak samo, choć próbowałam udawać, że jestem ponad to.
Marek wszedł do kuchni, spojrzał na mnie z troską, ale i z lekkim wyrzutem. – Daj mu czas, Sara. On po prostu tęskni za mamą. – Jego głos był cichy, jakby bał się, że Kuba usłyszy.
– Marek, ja się staram… Ale ile można być tą drugą? – odpowiedziałam szeptem, czując jak łzy napływają mi do oczu. – Nie chcę być dla niego wrogiem.
Marek podszedł bliżej i objął mnie ramieniem. – Wiem. Ale on ma dopiero jedenaście lat. To trudne dla wszystkich.
Wiedziałam, że Marek ma rację. Ale czy ktoś kiedyś zapytał mnie, jak ja się z tym czuję? Od czterech lat żyjemy razem. Kuba przyjeżdża do nas na połowę tygodnia – resztę spędza u swojej mamy, Magdy. Magda… Zawsze idealna, zawsze uśmiechnięta na zdjęciach na Facebooku. Kuba wraca od niej z nowymi zabawkami, opowieściami o wycieczkach i z coraz większym dystansem do mnie.
Pamiętam pierwszy raz, gdy Marek przedstawił mnie Kubie. Był wtedy taki mały, nieśmiały. Usiadł obok mnie na kanapie i zapytał: – Czy będziesz teraz moją nową mamą?
Zamarłam wtedy. Co miałam odpowiedzieć? – Nie wiem, Kubusiu. Ale chciałabym być twoją przyjaciółką – powiedziałam wtedy.
Przez pierwsze miesiące było dobrze. Razem piekliśmy ciasta, chodziliśmy na spacery do parku. Ale potem Magda zaczęła coraz częściej dzwonić do Kuby podczas naszych weekendów. Słyszałam przez drzwi ich rozmowy:
– Pamiętaj, że mama cię kocha najbardziej na świecie.
– Tak mamo…
– I nikt nie zastąpi ci mamy, pamiętaj.
Poczułam wtedy ukłucie zazdrości i bezsilności. Przecież nie chciałam nikogo zastępować! Chciałam tylko być częścią ich życia.
Z czasem Kuba zaczął się oddalać. Coraz częściej zamykał się w swoim pokoju, unikał rozmów ze mną. Gdy pytałam go o szkołę, odpowiadał półsłówkami. Gdy proponowałam wspólne wyjście do kina – odmawiał.
Najgorsze przyszło kilka tygodni temu. Marek miał wyjazd służbowy do Warszawy, a ja zostałam z Kubą sama na weekend. W piątek wieczorem zadzwoniła Magda:
– Sara, Kuba musi wziąć leki na alergię przed snem. Proszę cię, przypomnij mu.
Oczywiście przypomniałam. Ale Kuba odmówił:
– Mama zawsze daje mi je sama! Ty nie jesteś moją mamą!
Zacisnęłam zęby i próbowałam zachować spokój.
– Kuba, wiem, że tęsknisz za mamą. Ale musisz wziąć leki.
– Nienawidzę cię! – wrzasnął i pobiegł do swojego pokoju.
Całą noc nie spałam. Rano zadzwoniła Magda:
– Słyszałam, że był problem z lekami? Może powinnam go zabrać do siebie?
Poczułam się jak intruz we własnym domu.
Gdy Marek wrócił z delegacji, opowiedziałam mu wszystko. Słuchał uważnie, ale widziałam w jego oczach zmęczenie i bezradność.
– Sara… Ja wiem, że to trudne. Ale on jest dzieckiem. Musisz być cierpliwa.
– A co ze mną? Czy ktoś myśli o tym, jak ja się czuję?
Marek milczał długo.
Od tamtej pory coś się we mnie zmieniło. Przestałam się starać na siłę. Przestałam kupować Kubie ulubione płatki śniadaniowe i pytać o jego dzień w szkole. Zajęłam się sobą – wróciłam na jogę, spotykałam się z przyjaciółkami.
Ale wtedy pojawiła się nowa myśl: co jeśli kiedyś będziemy mieli z Markiem własne dziecko? Czy będę potrafiła kochać je bardziej niż Kubę? Czy to będzie sprawiedliwe?
Kilka dni temu Marek zapytał mnie wprost:
– Sara… Czy ty w ogóle lubisz Kubę?
Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Lubię go… czasem. Ale nie kocham go jak własnego dziecka. I chyba nigdy nie będę potrafiła.
Czy to czyni mnie złą kobietą? Czy mam prawo kochać swoje przyszłe dzieci bardziej niż syna mojego partnera? Czy muszę udawać przed wszystkimi, że jestem idealną macochą?
Czasem patrzę na siebie w lustrze i pytam: czy naprawdę można być szczęśliwym w rodzinie patchworkowej? Czy ktoś z was też tak się czuje?