„O nie, twoja mama nie zamieszka z nami” — postawiłam ultimatum mojemu mężowi, a życie wywróciło się do góry nogami
– O nie, twoja mama nie zamieszka z nami! – wykrzyczałam, zanim zdążyłam się powstrzymać. Słowa zawisły w powietrzu, ciężkie jak ołów, a mój mąż, Paweł, spojrzał na mnie z niedowierzaniem. Był późny wieczór, dzieci już spały, a ja czułam, jak w środku gotuje się we mnie burza.
Nazywam się Marta Nowicka. Mam trzydzieści cztery lata, dwójkę dzieci – Zosię i Antka – i od dziesięciu lat jestem żoną Pawła. Mieszkamy w bloku na warszawskim Ursynowie, w trzypokojowym mieszkaniu, które kupiliśmy na kredyt. Pracuję jako nauczycielka w podstawówce, Paweł jest informatykiem. Nasze życie nie było idealne, ale było nasze. Do wczoraj.
Wszystko zaczęło się od telefonu. Paweł wrócił z pracy zamyślony, zjadł obiad w milczeniu, a potem usiadł naprzeciwko mnie przy kuchennym stole. – Mama miała dziś znowu atak duszności – powiedział cicho. – Lekarz mówi, że powinna być pod czyjąś opieką. Myślę, że powinniśmy ją do siebie wziąć.
Zamarłam. Jego mama, pani Genowefa, od zawsze była kobietą z charakterem. Po śmierci teścia stała się jeszcze bardziej apodyktyczna. Każda wizyta kończyła się krytyką: „Marta, dzieci za cienko ubrane”, „Paweł, czemu nie naprawisz tej półki?”, „U was zawsze taki bałagan”. Zawsze czułam się przy niej jak nieudolna dziewczynka, nigdy jak dorosła kobieta.
– Paweł, przecież ona ma swoje mieszkanie na Ochocie. Może wynająć opiekunkę, sąsiadka jej pomaga…
– Marta, ona się boi być sama. I nie stać jej na opiekunkę na cały etat. Poza tym… to moja mama.
Wiedziałam, że dla Pawła rodzina zawsze była najważniejsza. Ale ja też byłam rodziną. I nasze dzieci. I nasz dom, który z takim trudem budowaliśmy, próbując znaleźć równowagę między pracą, szkołą, przedszkolem i chwilami dla siebie.
– Paweł, a ja? Ja się nie liczę? – zapytałam, czując, jak głos mi drży.
– Nie o to chodzi… – zaczął, ale przerwałam mu.
– Owszem, właśnie o to chodzi! – podniosłam głos. – Wiesz, jak ona mnie traktuje. Wiesz, jak się czuję, kiedy jest w naszym domu. Nie chcę, żeby dzieci dorastały w atmosferze ciągłego napięcia.
Paweł spuścił wzrok. – Marta, nie mogę jej zostawić samej. To moja matka.
– A ja jestem twoją żoną! – krzyknęłam. – Jeśli ona tu zamieszka, ja… ja nie dam rady. Nie chcę tak żyć!
Wybiegłam do łazienki, zatrzaskując za sobą drzwi. Oparłam się o zimne kafelki i pozwoliłam łzom płynąć. W głowie miałam obrazy z dzieciństwa, kiedy moja własna matka zawsze stawiała potrzeby innych ponad swoje. Przysięgłam sobie, że nigdy nie pozwolę, by ktoś mnie zepchnął na drugi plan. Ale teraz czułam się dokładnie tak samo – niewidzialna, nieważna.
Następnego dnia atmosfera w domu była gęsta jak mgła. Paweł unikał mojego wzroku, dzieci wyczuwały napięcie. Zosia zapytała: – Mamo, czemu tata jest smutny?
– To nic, kochanie – odpowiedziałam, głaszcząc ją po włosach. – Po prostu musimy o czymś ważnym porozmawiać.
Wieczorem Paweł wrócił później niż zwykle. Usiadł na kanapie, wpatrzony w telewizor, ale wiedziałam, że nie ogląda. W końcu zebrałam się na odwagę.
– Paweł, musimy ustalić granice. Jeśli twoja mama zamieszka z nami, nasz dom przestanie być naszym domem. Ja nie chcę żyć pod jej dyktando. Nie chcę, żeby dzieci widziały, jak ktoś mnie poniża. Jeśli zdecydujesz się ją tu sprowadzić… ja odejdę. I zabiorę dzieci.
Spojrzał na mnie z bólem. – Przesadzasz, Marta. To tylko na jakiś czas. Może się dogadacie…
– Nie, Paweł. Próbowałam przez dziesięć lat. Ona mnie nie akceptuje. Nigdy nie zaakceptuje. Zawsze będę tą nie dość dobrą dla jej syna.
Wtedy zadzwonił telefon. To była pani Genowefa. Paweł wyszedł do kuchni, ale słyszałam jego głos:
– Tak, mamo… Tak, Marta wie… Nie wiem, mamo… Tak, porozmawiamy jeszcze…
Po rozmowie wrócił blady. – Mama mówi, że i tak się tu wprowadzi. Że nie zostawię jej na pastwę losu.
Poczułam, jak ogarnia mnie panika. – Paweł, to jest nasz dom. Nasza decyzja. Jeśli pozwolisz jej wejść między nas, już nigdy nie będziemy rodziną.
Przez kolejne dni żyliśmy jak obcy. Paweł zamknął się w sobie, ja chodziłam jak cień. Dzieci zaczęły się jąkać, Antek moczył się w nocy. Wiedziałam, że muszę działać.
Zadzwoniłam do mojej siostry, Magdy. – Marta, nie możesz się poświęcać. Pomyśl o sobie, o dzieciach. Paweł musi dorosnąć – powiedziała stanowczo.
Zebrałam się na odwagę i pojechałam do pani Genowefy. – Pani Genowefa, proszę mnie wysłuchać – zaczęłam. – Rozumiem, że jest pani ciężko, ale nie mogę pozwolić, by nasze życie się rozpadło. Proszę znaleźć inne rozwiązanie. Pomogę w szukaniu opiekunki, mogę robić zakupy, ale nie mogę oddać pani mojego domu.
Spojrzała na mnie z pogardą. – Myślisz, że jesteś lepsza ode mnie? Że możesz mi rozkazywać? To ja wychowałam Pawła, to ja wiem, co dla niego dobre!
– Ale to ja jestem jego żoną. I matką jego dzieci. Proszę to uszanować.
Wróciłam do domu roztrzęsiona. Paweł czekał na mnie w przedpokoju.
– Byłaś u mamy?
– Tak. Powiedziałam jej, co czuję. Paweł, musisz wybrać. Albo my, albo ona. Nie będę żyć w trójkącie.
Przez tydzień nie rozmawialiśmy. Paweł spał na kanapie, ja z dziećmi. W końcu przyszedł do mnie w nocy, usiadł na brzegu łóżka.
– Marta… Nie chcę cię stracić. Ale nie mogę zostawić mamy samej. Nie wiem, co robić.
– Wiem, że to trudne. Ale jeśli pozwolisz jej wejść między nas, już nigdy nie będziemy szczęśliwi. Zastanów się, proszę.
Następnego dnia Paweł zadzwonił do swojej siostry, Agaty, która mieszkała w Poznaniu. Po długiej rozmowie zgodziła się zabrać mamę do siebie na kilka miesięcy, a potem wspólnie mieliśmy szukać dla niej domu opieki. Paweł płakał jak dziecko, kiedy o tym mówił. Przytuliłam go, choć wciąż czułam żal.
Minęły dwa miesiące. Nasze życie powoli wraca do normy, choć blizny zostały. Paweł jest cichszy, dzieci znów się śmieją, a ja… czuję się silniejsza. Wiem, że postawiłam granicę i nie pozwoliłam, by ktoś mnie zniszczył.
Czasem patrzę na Pawła i zastanawiam się, czy mi wybaczył. Czy ja wybaczyłam jemu? Czy można być szczęśliwym, jeśli trzeba wybierać między miłością do rodziny a miłością do siebie?
A wy… co byście zrobili na moim miejscu? Czy można być dobrą żoną i córką, nie poświęcając siebie? Czekam na wasze historie.