Zakochana w innym, skrywam przed nim dziecko i przerażający sekret – czy mam prawo do szczęścia?

Wszystko zaczęło się od krzyku. Nie mojego – mojej matki. Stałam w kuchni, trzymając w rękach kubek z zimną już kawą, kiedy usłyszałam jej głos: „Ola, ile razy mam ci powtarzać, że nie możesz tak żyć?!”. Wybiegła z pokoju, rzucając mi spojrzenie pełne rozczarowania i gniewu. Zanim zdążyłam odpowiedzieć, drzwi trzasnęły za nią z hukiem. Zostałam sama z ciszą, która bolała bardziej niż jej słowa.

Mam na imię Aleksandra. Mam trzydzieści jeden lat i mieszkam w bloku na warszawskim Ursynowie. Mam syna – Michała, który ma pięć lat i jest całym moim światem. Jego ojciec, Paweł, był moją pierwszą wielką miłością. Był też pierwszym rozczarowaniem. Kiedy zaszłam w ciążę, miałam dwadzieścia sześć lat i wydawało mi się, że świat stoi przede mną otworem. Paweł był wtedy jeszcze studentem prawa, ja pracowałam w kawiarni i marzyłam o własnej cukierni. On marzył o karierze adwokata i podróżach po świecie. Nasze marzenia rozjechały się szybciej niż tramwaje na rondzie Wiatraczna.

Kiedy Michał miał pół roku, Paweł wyjechał do Londynu „na chwilę”. Ta chwila trwa do dziś. Przysyła alimenty, czasem zadzwoni na Skype’a, ale dla mojego syna jest bardziej głosem z telefonu niż prawdziwym ojcem. Zostałam sama – z dzieckiem, kredytem i wiecznym poczuciem winy. Moja matka nigdy mi tego nie wybaczyła. „Mogłaś lepiej wybrać” – powtarzała przy każdej okazji.

Przez lata nauczyłam się być silna. Pracowałam na dwa etaty – rano w kawiarni, wieczorami sprzątałam biura na Mokotowie. Michał spał u mojej mamy albo u sąsiadki, pani Haliny. Było ciężko, ale przynajmniej miałam poczucie kontroli nad własnym życiem. Do czasu.

Poznałam Bartka przypadkiem – przez Facebooka. Napisał do mnie po jakimś komentarzu pod postem o książkach Olgi Tokarczuk. Zaczęliśmy rozmawiać o literaturze, potem o filmach, potem o życiu. Był inny niż wszyscy mężczyźni, których znałam – czuły, uważny, potrafił słuchać. Po miesiącu spotkaliśmy się na kawie w centrum. Było miło, ale nie czułam jeszcze niczego szczególnego. Dopiero po kilku spotkaniach zaczęło się coś zmieniać.

Bartek miał trzydzieści pięć lat, był informatykiem i rozwodnikiem bez dzieci. Mieszkał sam na Bielanach, miał kota i ogromną bibliotekę. Kiedy pierwszy raz zaprosił mnie do siebie, byłam przerażona – nie tym, co się wydarzy między nami, ale tym, co mogę stracić. Bałam się zaufać komukolwiek po tym, co zrobił mi Paweł.

Zaczęliśmy się spotykać regularnie. Bartek poznał Michała po kilku miesiącach – od razu złapali kontakt. Mój syn śmiał się przy nim jak nigdy wcześniej. Bartek zabierał nas do zoo, na lody do Saska Kępa, na spacery po Łazienkach. Czułam się szczęśliwa – pierwszy raz od lat.

Ale wtedy pojawił się problem. Bartek coraz częściej mówił o rodzinie. „Chciałbym mieć kiedyś dziecko” – powiedział pewnego wieczoru, kiedy leżeliśmy razem na kanapie i oglądaliśmy „Cicha noc”. Zamarłam. Nie odpowiedziałam nic. On pocałował mnie w czoło i powiedział: „Nie musisz teraz nic mówić”.

Nie wiedział, że noszę w sobie sekret większy niż wszystko inne: po porodzie Michała lekarze powiedzieli mi wprost – kolejna ciąża może mnie zabić. Miałam powikłania po cesarce, ledwo przeżyłam krwotok. Leżałam wtedy tydzień na OIOM-ie w szpitalu na Banacha i modliłam się tylko o to, by zobaczyć jeszcze raz syna.

Nie powiedziałam o tym nikomu poza matką i siostrą. Matka uznała to za karę za moje życiowe wybory: „Widzisz? Bóg cię ukarał za grzechy”. Siostra milczała – była wtedy w swoim świecie, właśnie rodziła drugie dziecko i nie miała dla mnie czasu.

Bartek coraz częściej pytał o przyszłość:
– Ola… myślałaś kiedyś o tym, żebyśmy zamieszkali razem?
– Myślałam…
– A co z Michałem? Chciałbym być dla niego kimś więcej niż tylko kolegą twojej mamy.
– On cię lubi…
– A ty?
Zamiast odpowiedzieć, zaczynałam płakać.

W końcu przyszedł dzień konfrontacji z matką.
– Ola! – wrzasnęła przez telefon. – Ty naprawdę myślisz, że ten facet będzie chciał wychowywać cudze dziecko? Każdy facet chce mieć swoje!
– Mamo…
– Nie tłumacz mi się! Powiedz mu prawdę! Lepiej teraz niż później!

Bałam się jak nigdy wcześniej. Bałam się stracić Bartka bardziej niż bałam się samotności.

Pewnego wieczoru Bartek przyszedł do mnie bez zapowiedzi. Michał spał już w swoim pokoju.
– Ola… coś się dzieje? Odsuwasz się ode mnie…
– Bartek… ja…
– Kocham cię – powiedział nagle. – I chcę być z tobą naprawdę.
Zaczęłam płakać tak mocno, że nie mogłam złapać tchu.
– Co się stało? Ola…
– Ja nie mogę mieć więcej dzieci – wyszeptałam przez łzy.
Bartek patrzył na mnie długo w milczeniu.
– Dlaczego?
Opowiedziałam mu wszystko: o porodzie Michała, o szpitalu, o strachu przed śmiercią.
Bartek objął mnie mocno:
– Ola… ja chcę ciebie. Ciebie i Michała. Jeśli nie możemy mieć dzieci – trudno. Ale nie chcę cię stracić przez coś, na co nie masz wpływu.

Myślałam, że to koniec dramatu. Ale wtedy odezwała się moja matka:
– I co? Powiedziałaś mu? Pewnie zaraz cię zostawi!
Nie zostawił.
Ale matka nie odpuszczała:
– Nie licz na to, że będę ci pomagać z Michałem! Sama sobie wybrałaś taki los!
Siostra też miała swoje zdanie:
– Ola… ja ci współczuję, ale musisz być realistką. Facet bez dzieci? Prędzej czy później odejdzie do młodszej.

Przez kilka tygodni żyliśmy jakby zawieszeni między szczęściem a lękiem przed przyszłością. Bartek był coraz bliżej mnie i Michała – zabierał nas na wycieczki do Kazimierza Dolnego, gotował dla nas obiady w niedzielę.
Ale moja matka zaczęła rozpowiadać rodzinie plotki:
– Ola znalazła sobie faceta bez dzieci! Pewnie zaraz ją zostawi! Biedny Michał…
Na rodzinnych spotkaniach czułam się jak intruz we własnym domu.

Pewnego dnia Bartek zaproponował wspólne mieszkanie:
– Ola… wynajmijmy coś razem. Zacznijmy od nowa.
Bałam się podjąć decyzję.
Wtedy zadzwoniła matka:
– Jeśli wyprowadzisz się z Michałem do tego faceta, możesz zapomnieć o mojej pomocy!
Zadzwoniła też siostra:
– Ola… mama jest wściekła! Przemyśl to jeszcze!

Usiadłam wieczorem przy łóżku Michała i patrzyłam jak śpi z przytulonym pluszowym misiem.
Bartek napisał SMS-a: „Kocham cię. Cokolwiek zdecydujesz – będę czekał”.

Następnego dnia spakowałam walizkę i razem z Michałem pojechaliśmy do Bartka.
Matka nie odezwała się przez dwa miesiące.
Siostra przestała odbierać telefony.
Rodzina uznała mnie za egoistkę.
Ale pierwszy raz od lat czułam się wolna i szczęśliwa.

Czasem budzę się w nocy zlana potem i pytam siebie: czy miałam prawo wybrać własne szczęście kosztem rodziny? Czy można budować nowy dom na gruzach starych relacji? Czy wy też musieliście kiedyś wybierać między sobą a rodziną? Napiszcie mi…