„Nie było łóżeczka, przewijaka, nawet pieluch” – Jak chaos i rozczarowanie przywitały mnie po powrocie z noworodkiem do domu
– Bartek, gdzie jest łóżeczko? – mój głos drżał, choć starałam się brzmieć spokojnie. Stałam w progu naszego mieszkania, trzymając w ramionach maleńką Zosię, a w środku czułam, jak narasta we mnie panika. W powietrzu unosił się zapach nieświeżej kawy i kurzu. Na podłodze leżały porozrzucane gazety, a w kącie piętrzyły się nieuprane ubrania.
Bartek zamknął za nami drzwi i odłożył klucze na półkę. Był zmęczony – widziałam to po jego oczach podkrążonych od nieprzespanych nocy w pracy. Ale ja byłam wykończona inaczej: bólem po porodzie, strachem o Zosię i nadzieją, że dom będzie gotowy na nasz powrót.
– Kochanie, przecież mówiłem ci, że wszystko ogarnę… – zaczął niepewnie, patrząc na mnie z wyrzutem, jakby to moja obecność była problemem.
– Ale tu nie ma nic! – przerwałam mu. – Nie ma łóżeczka, przewijaka… Nawet pieluch nie widzę! Bartek, jak mamy się tu odnaleźć?
Zosia zaczęła płakać. Moje ręce drżały coraz bardziej. Próbowałam ją uspokoić, ale sama miałam ochotę wybuchnąć płaczem. Bartek podszedł bliżej, próbując mnie objąć, ale odsunęłam się.
– Przepraszam… Szef nie dał mi wolnego. Obiecałem ci, że wszystko kupię w weekend… – tłumaczył się cicho.
– Ale ja prosiłam cię tyle razy! Wiedziałeś, że wracam dziś do domu! – krzyknęłam przez łzy. – Myślisz, że dziecko poczeka na twoją wypłatę albo lepszy moment?
W tej chwili poczułam się zupełnie sama. Moja mama dzwoniła codziennie ze wsi pod Lublinem, ale nie mogła przyjechać – opiekowała się chorym tatą. Teściowa była daleko, a przyjaciółki miały własne dzieci i problemy. Zawsze myślałam, że Bartek będzie moją opoką. Tymczasem on stał teraz przede mną bezradny i cichy.
Przeszłam przez salon do sypialni. Na łóżku leżała sterta papierów z pracy Bartka i jego laptop. Zosia płakała coraz głośniej. Usiadłam na brzegu łóżka i zaczęłam ją kołysać.
Bartek wszedł za mną.
– Może pojedziemy do sklepu? – zaproponował niepewnie.
– Teraz? Po porodzie? Z noworodkiem? – spojrzałam na niego z niedowierzaniem.
– No… nie wiem… Może zamówię coś przez internet?
Poczułam narastającą złość. Przez dziewięć miesięcy planowałam każdy szczegół: jakie pieluchy będą najlepsze, gdzie postawić przewijak, jak urządzić kącik dla Zosi. Bartek zawsze kiwał głową i mówił: „Zrobimy to razem”. Teraz okazało się, że byłam sama w tych planach.
Noc była koszmarem. Zosia spała na moim brzuchu, bo bałam się położyć ją gdziekolwiek indziej. Bartek przewracał się z boku na bok, a ja płakałam cicho do poduszki. Nad ranem usiadłam w kuchni z kubkiem zimnej herbaty i patrzyłam przez okno na szare bloki.
Przypomniałam sobie rozmowę z mamą sprzed tygodnia:
– Pamiętaj, dziecko zmienia wszystko – mówiła cicho przez telefon. – Ale najważniejsze to być razem.
Tylko co to znaczy „razem”, gdy czujesz się opuszczona?
Bartek wyszedł do pracy wcześnie rano. Zostawił mi kartkę: „Przepraszam. Kocham cię”.
Przez cały dzień próbowałam ogarnąć chaos: wyprać kilka rzeczy ręcznie, znaleźć stare prześcieradło na podkład dla Zosi, zrobić listę zakupów. Zadzwoniłam do sąsiadki, pani Haliny.
– Pani Kasiu, mam trochę pieluch po wnuczce. Przyniosę zaraz – powiedziała bez wahania.
To była pierwsza iskra nadziei tego dnia.
Wieczorem Bartek wrócił z wielką torbą zakupów – pieluchy, chusteczki, mleko modyfikowane (choć karmiłam piersią), nawet pluszowego misia.
– Wiem, że zawaliłem – powiedział cicho. – Ale ja naprawdę się boję… Nie wiem, czy dam radę być ojcem.
Patrzyliśmy na siebie długo w milczeniu. W końcu powiedziałam:
– Ja też się boję. Ale musimy być drużyną. Inaczej zginiemy w tym chaosie.
Tamtej nocy po raz pierwszy odważyliśmy się porozmawiać szczerze o naszych lękach i oczekiwaniach. O tym, jak bardzo oboje czujemy się samotni i zagubieni w nowej roli rodziców.
Minęły tygodnie zanim dom zaczął przypominać miejsce dla dziecka. Były kłótnie o drobiazgi: kto wyniesie śmieci, kto zrobi zakupy, kto wstanie do Zosi w nocy. Były też chwile bliskości – gdy razem patrzyliśmy na śpiącą córkę albo śmialiśmy się z jej pierwszych min.
Czasem myślę o tamtym pierwszym dniu po powrocie ze szpitala i pytam siebie: czy można być gotowym na rodzicielstwo? Czy można wybaczyć bliskim ich słabości i nauczyć się prosić o pomoc? Może właśnie w tych najtrudniejszych chwilach rodzi się prawdziwa rodzina?